Wycieczki

http://zamek.dobczyce.pl/2024/02/26/przyslop-i-jaworzyna-kamienicka/ 

Sobota,  19 marca  2022 r. powitanie wiosny przewodnikami PTTK O.Dobczyce

na trasie :

Skiełek 755 m n.p.m.

Łyżka 807m n.p.m.

Kuklacz 774m n.p.m.

Łopień 951 m n.p.m.

Pogoda wymarzona: i  wiosna i jeszcze trochę śniegu i rewelacyjne widoki.   

Wycieczka była kontynuacją projektu zdobywania Korony Beskidu Wyspowego wraz  z przewodnikami PTTK O.Dobczyce

Kolejna wyprawa za nami. Dziękujemy przewodnikowi Jackowi Kozubkowi oraz uczestnikom za udział.

Zapraszamy do wspólnego wędrowania, następne wyjazdy czekają w kolejce do realizacji. !!!

Do zobaczenia na szlakach 

Skiełek, Łyżka, Kuklacz, Łopień

Sobota, 5 marca 2022

Zębalowa – 859 m n.p.m.

Urbania Góra – 671 m n.p.m.

Szczebel – 976 m.n.p.m.

Kolejne szczyty do Korony Beskidu Wyspowego z Klubem przewodników Pttk O. Dobczyce zaliczone:

Przebieg wycieczki podaje przewodnik Kazimierz Gierlach:

„Tym razem bez niespodzianek meteorologicznych, aczkolwiek w górach jeszcze pełna zima co widać na zdjęciach. Plan na dzisiaj przewidywał wejście na trzy kolejne szczyty Beskidu Wyspowego, Zębalową, Urbanią Górę i Szczebel. Startujemy z Krzeczowa i szybko osiągamy szczyt Zębalowej, potem w dół w stronę Urbaniej Góry, trzeba uważać bo miejscami jest bardzo ślisko. Tabliczka z napisem Urbania Góra znajduje się w zaskakującym miejscu, na końcu drogi krzyżowej, gdyby nie znajomość trasy z lata byłby kłopot z jej odnalezieniem. Po szybkiej sesji fotograficznej schodzimy do Tokarni, gdzie czeka na nas autokar. Pan Marian przewozi nas na przełęcz Glisne. Szlak na Szczebel też miejscami jest mocno oblodzony, ale sprawnie docieramy na szczyt. Ze szczytu roztacza się piękna zimowa panorama na dużą część Beskidu Wyspowego. Tradycyjnie rozpalamy ognisko i po spożyciu kiełbasek i pamiątkowej fotografii schodzimy na przełęcz.

Akcja Korona Beskidu Wyspowego nabrała już rozpędu i za dwa tygodnie kolejna wyprawa. Dziękuję wszystkim za udział, wytrwałość i dobry humor.”

Zębalowa, Urbania Góra, Szczebel

24 lata temu zmarł Profesor Henryk Leśniak.  Nauczyciel i wychowawca wielu pokoleń młodzieży, przewodnik, instruktor krajoznawstwa. Organizował kursy przewodnickie, prelekcje, spotkania i wycieczki. Prowadził szkolenia również w Oddziale PTTK w Dobczycach dzieląc się z uczestnikami swoją obszerną wiedzą. Pozostał w pamięci uczniów jako ciepły i serdeczny Człowiek.

Przewodnicy PTTK z Dobczyc zamawiają w każdą rocznicę Jego śmierci mszę św. w różnych miejscach i kościołach. W tym roku, 26 lutego,  była to Wola Radziszowska. Msza święta odprawiona w nowym kościele przez ks. Antoniego Spórnę, proboszcza parafii, a po mszy okazja do zwiedzania wyjątkowego, zabytkowego kościółka pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny z 1440 roku, którego istnienie zapisał   Jan Długosz w Liber beneficiorum . Wnętrze świątyni reprezentuje różne epoki i style. Ściany i stropy zdobią polichromie figuralne z XVIII/XIX wieku.  Do najstarszych elementów  kościoła należy umieszczony w barokowym ołtarzu głównym gotycki obraz przedstawiający Matkę Boską z Dzieciątkiem w typie Hodegetrii datowany na około 1460 rok (zachowany do dzisiaj bez przemalowań)  oraz utrzymany w tradycji późnogotyckiej krucyfiks umieszczony na belce tęczowej. Ołtarze boczne są bogato zdobione, a w jednym z nich znajduje się cenny obraz świętej Anny Samotrzeciej.

Pan Profesor na pewno  patrzył na nas z góry, a wraz z Nim coraz większe grono naszych zmarłych Kolegów.

19.02.2022 r. Kolejne szczyty zdobyte z przewodnikami PTTK Oddział w Dobczycach

Widoki i atmosfera  były nagrodą

Warto było, sami zobaczcie

Z dziennika przewodnika Kazimierza Gierlacha, który wycieczkę prowadził:

„Trasa na dziś, Laskowa, Korab, Sałasz, Jaworz, Żmiąca. Prognozy zapowiadały kataklizm, wiatr całą noc zawodził, ale poranek wstaje pogodny:) jedziemy! W Laskowej zwiedzanie cmentarza nr 358 z 1.wojny światowej i dworu Michałowskich a potem w drogę.

Szybko wchodzimy na Korab, piękne widoki na północ, na szczycie kolejny cmentarz z 1.wojny światowej. 33 poległych ma piękne miejsce wiecznego spoczynku ,ale czy o takim losie myśleli?

Podejście na Sałasz wymaga uwagi, zmrożony śnieg i dwie wąskie koleiny zmuszają do patrzenia pod nogi. Szybkie sesje fotograficzne na Sałaszu i Jaworzu z widokami na Tatry, Gorce i Beskid Sądecki a potem nagroda- ognisko i podziwianie panoramy z wieży widokowej pod Jaworzem.

Następnie zejście do Żmiącej i do domu. Uchodzeni, pełni wrażeń, których musi starczyć do następnej wyprawy za dwa tygodnie. Dziękuję wszystkim za udział i zapraszam za na kolejne wędrowanie.

Korab, Sałasz, Jaworz

Sobota, 5 lutego 2022 r.

Jest luty, jest zima

A ZIMA SWOJE PRAWA MA

Mogliśmy się o tym przekonać , przecierając dzisiejsze szlaki na kolejne  szczyty Korony Beskidu Wyspowego z przewodnikami PTTK O.Dobczyce:

Wsołową 624 m n.p.m.

Czarny Dział 673 m n.p.m.

Ćwilin 1072 m n.p.m.

spowite śnieżnym puchem wzgórza, drzewa uginające  się pod ciężarem śniegu i spacer zaśnieżonym lasem 

Z dziennika przewodnika Kazimierza Gierlacha:

„Budzi mnie deszcz i wiatr, gonitwa myśli, nerwowe przeglądanie prognoz pogody, dopiero radar opadów rozstrzyga, będzie dobrze. W autokarze 25. zdeterminowanych zdobywców Korony Beskidu Wyspowego. Wędrujemy szybko ul. Grunwaldzką w Mszanie Dolnej w kierunku Wsołowej, zaskakuje nas duża ilość śniegu. Na szczycie szybka sesja fotograficzna i maszerujemy dalej w stronę Czarnego Działu, potem długie i strome podejście na Ćwilin. Trudy podejścia wynagradzają piękne widoki na Beskid Wyspowy i nie tylko. Niestety nie ma możliwości rozpalenia ogniska i po szybkim podziwianiu panoramy Gorców zmykamy do Jurkowa, gdzie czeka na nas niezawodny pan Marian. Trzy kolejne szczyty korony Beskidu Wyspowego zdobyte, była to chyba najtrudniejsza wyprawa, dziękuję wszystkim za udział i zapraszam za dwa tygodnie na kolejną wyprawę”

Wsołowa, Czarny Dział, Ćwilin

Sobota, 22 stycznia 2022 roku

Zdobywamy

ŁOPUSZE WSCHODNIE 612 m n.p.m.

 KAMIONNĄ 802 m n.p.m.

Zimowy pejzaż, zimowa aura i niestrudzona grupa zdobywająca KORONĘ BESKIDU WYSPOWEGO z przewodnikami PTTK O.Dobczyce.

Relacja przewodnika Kazimierza Gierlacha, który wycieczkę prowadził:

„ Wyruszamy z Rozdziela na 13 i 14 szczyt Korony Beskidu Wyspowego. Przed nami Łopusze Wschodnie i Kamionna. Zima pokazała pazurki – było mroźno i wietrznie. Tym razem wyjątkowo liczna grupa bo 38 osób. Wspinamy się na Łopusze Wschodnie, widoki dzisiaj ograniczone, na południu majaczy Pasmo Łososińskie i Chełm, wędrujemy dalej przez Łopusze Środkowe i Zachodnie na przełęcz Rozdziele, krótka przerwa i dalej na Kamionną, gdzie rozpalamy ognisko i tradycyjne już pieczenie kiełbasek. Potem już krótkie zejście przez Pasierbiecką Górę do Pasierbca. Wszyscy zadowoleni i gotowi na wyprawę za dwa tygodnie

Dziękujemy za udział i zapraszamy na kolejne wyjazdy

(M.Topa)

Łopusze Wschodnie- Kamionna

KOLEJNE SZCZYTY ZDOBYTE

Sobota,  8 stycznia 2022 r. i turystyczne powitanie Nowego Roku  przewodnikami PTTK O.Dobczyce

na trasie :

– Adamczykowa 611 m n.p.m.

– Potaczkowa 746 m n.p.m.

– Luboń Wielki 1022 m n.p.m.

Towarzyszyły nam rewelacyjne widoki,  lekki mróz i wiatr.  Na Luboniu zapaliliśmy ognisko, były kiełbaski i noworoczny toast.  

Wycieczka była kontynuacją projektu zdobywania Korony Beskidu Wyspowego wraz  z przewodnikami PTTK O.Dobczyce

Kolejna udana wyprawa za nami. Dziękujemy przewodnikowi Kaziowi Gierlachowi oraz uczestnikom za udział.

Zapraszamy do wspólnego wędrowania, następne wyjazdy czekają w kolejce do realizacji.

Do zobaczenia na szlakach

(Maria Topa)

 Fot. Marek Kaczor, Kazimierz Gierlach

Korona Beskidu Wyspowego 4

MODYŃ – CICHOŃ – OSTRA

Beskid Wyspowy z przewodnikami PTTK O.Dobczyce

Sobota, 11 grudnia 2021 r i kolejna, udana wyprawa za nami

Trzy  szczyty KORONY BESKIDU WYSPOWEGO  zdobyte w pięknych okolicznościach przyrody

Pogoda super  🙂

 nastroje również 🙂

czego chcieć więcej 🙂

Dziękujemy przewodnikowi Kaziowi Gierlachowi oraz uczestnikom za udział

Kolejne wyprawy już wkrótce !

Do zobaczenia na szlakach

Modyń – Cichoń – Ostra

KORONA BESKIDU WYSPOWEGO

Kolejne szczyty zdobyte

Sobota 27 listopada 2021 z PTTK O.Dobczyce

Plan na wyjazd:

Krzystonów 1012 m n.p.m., Jasień 1062 m n.p.m.

Kutrzyca  1051 m n.p.m.

I mały bonus Worecznik 560 m n.p.m.

Pogoda w porównaniu do piątku super 🙂

Pobieliło, posrebrzyło, ale  śniegu na górze niewiele

do słońca ciepło

humory rewelacyjne wszyscy zadowoleni

było coś dla ciała spacer, ruch,  ognisko i kiełbaski

oraz coś dla ducha urocze panoramy i klimat jaki tworzyli uczestnicy.

Dziękujemy za przygotowanie i poprowadzenie wycieczki Kaziowi Gierlachowi a uczestnikom za udział

Zapraszamy na kolejne wyjazdy !

KORONA BESKIDU WYSPOWEGO

Z przewodnikami PTTK O.Dobczyce

W dniu wczorajszym, w sobotę, 13.11.2021 odbyła się pierwsza wycieczka, w trakcie której rozpoczęliśmy  wspólne zdobywanie Odznaki Korony Beskidu Wyspowego.   

Pomysłodawcą tej  „akcji” jest szef  Klubu Przewodników PTTK w Dobczycach Kaziu Gierlach, który wycieczkę przygotował i poprowadził.  

Odznaka została ustanowiona  przez Forum Gmin Beskidu Wyspowego wspólnie z Centralnym Ośrodkiem Turystyki Górskiej PTTK. Celem  jej jest  popularyzacja aktywnej turystyki górskiej po Beskidzie Wyspowym i poznawanie jego walorów krajoznawczych, przyrodniczych i kulturowych.  Do odznaki zalicza się 40 szczytów Beskidu W. zdobywane od 1.08.2020 r. w różnej formie i kolejności. (Regulamin https://cotg.pttk.pl/odznaki/kbw/)

Wczoraj zdobyliśmy dwa szczyty- BIAŁOWODZKĄ GÓRĘ (616 m n.p.m.) z rozległą panoramą na Tatry, Gorce i Beskid Sądecki, a także na Pogórza: Rożnowskie i Wiśnickie oraz CHEŁM (789,1 m n.p.m.)

Dzielimy się widokami 🙂 i zapraszamy na kolejne wyjazdy 🙂

 Maria Topa

Korona Beskidu Wyspowego 1

PODKARPACKIE UROKI

Wyprawę odbyliśmy w dniach 16  i 17 października 2021 roku. Program był bardzo bogaty i jak często bywa nie wszystko udało się zobaczyć, bo apetyty były większe niż możliwości – będzie kolejny pretekst aby zorganizować następną wyprawę  w te rejony.

Dzień pierwszy

Sobota 16 października 2021

„Nasz kierowca” p. Marian powoził wielkim autobusem obrawszy kierunek na Brzozów. Powiat brzozowski i samo miasto to miejsca pod każdym względem niezwykłe. Położone na Pogórzu Dynowskim, nad rzeką Stobnicą, z herbem (jak w Dobczycach) – leżącą na  złotej tacy ściętą głową św. Jana Chrzciciela. Z zabytkową kolegiatą w mieście, złożami leczniczych wód solankowych i ropy naftowej.

O powiecie brzozowskim i miejscach ciekawych opowiadał nam miejscowy przewodnik p. Jacek Cetnarowicz. Na początek zabrał nas do Muzeum Starych Samochodów w Jasienicy Rosielnej. Prowadzi je p. Andrzej Bieńczak – biznesmen i wielki filantrop. Rodzina wspiera go w działalności – wspólnie powołali fundację i stworzyli ośrodek edukacyjny „Fundacja Pomocy Dzieciom im. Stanisławy Bieńczak”.  Automobile zachwyciły nas bardzo, szczególnie naszych kolegów. Samochody są odrestaurowane, można je uruchomić i odbyć przejażdżkę, niektóre są światowymi unikatami!

Poznaliśmy historię Jasienicy, o której  najwcześniejsze wzmianki pochodzą z XV w. Jasienica posiadała prawa miejskie do końca I wojny światowej- w 1928 dodano do nazwy wsi człon Rosielna od nazwy przepływającego przez nią potoku. Pięknym zabytkiem miejscowości jest barokowy, drewniany kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny z 1770 r fundacji Marianny i Ignacego Załuskich.

Z Jasienicy pojechaliśmy do miejscowości Blizne. Niewielka wieś ma perełkę architektury drewnianej z XV wieku – gotycki kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych wpisany na  Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wnętrze zdobią bezcenne polichromie, przedstawiające tzw.  „liberpauperum” (księgę ubogich) czyli obrazkowy przekaz biblijny. W bocznym ołtarzu cudowna figura Matki Bożej Łaski Pełnej wyrzeźbiona w drewnie lipowym ok. 1500 r. Słynąca łaskami,  wykonana przez uczniów Wita Stwosza, zachwyca swoim pięknem.

Ruszyliśmy dalej, do kolejnej gminy – Dydnia. Ziemia dydyńska leży na obszarach Beskidu Niskiego i jadąc podziwialiśmy krajobrazy, wybarwioną przyrodę przez jesienną aurę. Wyszło słoneczko i dodało wielkiego uroku przyrodzie. W przeciwieństwie do naszych rejonów zabudowa nie jest tutaj tak gęsta, a przez to dużo tutaj pól, łąk i lasków. Porą obiadową zawitaliśmy do Krzemiennej, gdzie działa rodzinna manufaktura „Pasja serów” , którą dowodzi p. Stanisław Strzęp. Produkują pyszne sery z mleka koziego i krowiego. Nie ukrywam zostaliśmy serdecznie ugoszczeni i smakowaliśmy wyroby serowarskie, palce lizać.

Kolejnym punktem naszej wyprawy była cerkiew w Uluczu. Żeby ją zobaczyć odbyliśmy spacer, którego atrakcją była  linowa kładka na Sanie w Witryłowie, którą ku uciesze można było trochę rozhuśtać. (Wzbudziło to lęk, wśród niektórych koleżanek. San w tym miejscu nie jest głęboki, a więc i niebezpieczeństwo niewielkie, więc  gdyby zażyły kąpieli to uciechy byłoby co niemiara 🙂 🙂 ).

Sama cerkiew stoi na zalesionym wzgórzu Dębnik, przez co tchnie atmosferą spokoju i tajemniczości. Jest jedną z najstarszych cerkwi drewnianych w Polsce. Piękną świątynię   pw. Wniebowstąpienia Pańskiego cechuje ośmioboczna kopuła zrębowa oraz słupowe podcienia.  Do poł. XVIII w była ośrodkiem obronnego monasteru bazylianów. W Uluczu przed wojną mieszkało ponad 2 tysiące osób, dziś nie ma nawet 100. Po wojnie świątynia ocalała, podobnie jak jeden dom. Wnętrze cerkwi oraz elementy konstrukcyjne zostały odnowione. Bezcenny ikonostas z II poł. XVII w został przeniesiony do Sanoka, w cerkwi znajduje się jego replika.

Dzień chylił się ku końcowi, słońce zachodziło i zbliżała się pora noclegu. Skierowaliśmy się więc  do Lipowca –  dawnej, ludnej, łemkowskiej wsi, obecnie praktycznie prawie pustej doliny w gminie Jaśliska. Wioska ma zaledwie kilku stałych mieszkańców prowadzących gospodarstwa agroturystyczne, w jednym z nich Ostoja w Lipowcu był nasz nocleg. Przepiękne, ciche, urokliwe miejsce z życzliwymi gospodarzami.

Napisała Ewa Tkaczyk

(oraz „nieutopione” koleżanki:) )

Dzień drugi

Niedziela 17 października 2021

Ach ta cisza w Lipowcu 🙂

Jeśli ktoś ceni sobie kontakt z naturą, ciszę i spokój od ulicznego zgiełku to jest to miejsce godne polecenia. Do tego ogrodzone pastwiska, na których wypasają się konie, a pasjonaci mogą na nich jeździć.

Dobre śniadanko, świecące słońce i rześkie powietrze napełniło nas energią na kolejny dzień pełen niespodzianek.

Udaliśmy się do Woli Niżnej. W centrum wsi, w pobliżu mostu na Jasiołce, znajduje się dawna murowana, otynkowana greckokatolicka cerkiew parafialna pw. Św. Mikołaja z 1812 r. Wewnątrz zachował się ikonostas  (w części) oraz polichromia z 1905 r. Świątynia obecnie jest kościołem filialnym parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Jaśliskach. Będąc w środku  podziwialiśmy wystrój kościoła, odrestaurowane  wnętrze, a wpadające promienie słońca zachwycały istną feerią barw i wizerunków. (Z tego zachwycenia, niektórzy zamknęli się na chórze, jednak z opresji zostali wybawieni. A może chcieli tam zostać?)

Po mszy św. spotkaliśmy się z p. Adamem Dańczakiem – wójtem Gminy Jaśliska, który został naszym przewodnikiem. Przytoczył pokrótce burzliwą  historię tych ziem i wspólnie udaliśmy się do Jaślisk. To wieś i siedziba gminy, której początki sięgają XIV wieku – kiedyś zamożne miasto na ważnym szlaku handlowym. Miało charakter obronny o czym świadczą pozostałości murów opasujących miasto.  Posiadało przywileje królewskie na prowadzenie składu winnego i pobieranie cła od przywożonych towarów.

Dzisiaj wyróżnia się zabytkowym zespołem zabudowy z zachowanym układem urbanistycznym włączonym do podkarpackiego Szlaku Architektury Drewnianej.

Wiele budynków posiada stare piwnice o kolebkowym sklepieniu budowane z kamienia łupkowego. Odwiedziliśmy „takich jednych odważnych”, którzy odbudowują piękną stylową karczmę, pod którą jest obszerna piwnica. Zwiedziliśmy powstający skansen, obejrzeliśmy zabytkowe budynki, niektóre starannie odrestaurowane. Obecnie wieś słynie z wyrobu  wina truskawkowego, którym wszyscy się częstują w dniu święta Bożego Ciała.

W Jaśliskach nakręcono kilka filmów, m.in. ”Wino truskawkowe” oraz nominowane do Oskara „Boże Ciało”.

Po sympatycznym spacerze pożegnaliśmy Jaśliska i pełnego oddania i energii wójta, przejechaliśmy przez Rymanów Zdrój miasteczko- uzdrowisko –do zapory  „Besko” na Wisłoku.  Spiętrzenie wody duże, a zbiornik jest udostępniony dla łódek . O tej porze roku, przy wybarwionych jesiennych liściach był bardzo malowniczy.

W okolicach Rudawki Rymanowskiej podziwialiśmy przepiękny odcinek przełomu Wisłoka, ściany skalne dochodzą tu do 40 m. Dojście do rzeki poprzedza duża łąka z wybudowaną sceną. Odbywają się tutaj różne imprezy regionalne, miejsce spacerów wielu turystów- dające możliwość kontaktu z ciszą i naturą.

Zdrowe, czyste powietrze zaostrzyło nasz apetyt. Tutaj w sukurs przyszła restauracja „Amadeus” prowadzona przez rodzinę pana Daniela Bruzdy w Puławach Górnych.

Kilka zdań o wiosce. Do lat 40 XX w była to wieś łemkowska wyznania greckokatolickiego. Po Akcji Wisła opustoszała. W 1969 na terenie wsi osiedlili się mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego, którzy utworzyli Ewangeliczną wspólnotę Zielonoświątkową.

I wracając do naszego spotkania – Aby przyciągnąć turystów przy obiekcie, w którym mieliśmy przyjemność gościć, działa sieć wyciągów narciarskich oraz są wytyczone  trasy na biegówki i rowery. Wysłuchaliśmy bardzo ciekawej historii rodzinnej opowiedzianej przez właściciela i z apetytem zjedliśmy obiad.  (Niektórzy bardzo głodni, z powodu zaburzonej kolejności wydawania dań musieli wykazać się wielką cierpliwością, niemniej się doczekali.)

W tym miejscu zakończyliśmy program naszego zwiedzania. Nadeszła pora powrotu do domu. Spotkaliśmy w ciągu tych dwóch dni wielu ciekawych ludzi, którzy własną pracą, pomysłowością przyczyniają się do rozwoju tego regionu i bardzo odważnie realizują swoje zamiary. Zwiedzaliśmy tereny, które jeszcze nie są zepsute przez komercję i warto się nimi zainteresować. A co najważniejsze pobyliśmy ze sobą w dobrej koleżeńskiej atmosferze co pozwoliło doładować życiowe akumulatory.

Napisała Ewa Tkaczyk

(oraz koleżanki „ta oswobodzona z kościelnego chóru” i „ta głodna”)

Jesiennie i urokliwie

10 października 2021 r. Klub Przewodników zrealizował wycieczkę w Beskid Śląski. Trasę przygotował i uczestników poprowadził Jacek Kozubek. 

Wyruszyliśmy z Bystrej na Przełęcz Kołowrót (770 m n.p.m.) leżącej we wschodnim ramieniu Szyndzielni, a stamtąd do schroniska na Szyndzielni- pierwszego murowanego  w tym paśmie górskim, oddanego do użytku w 1897 r.  Dalej Szyndzielnia (1028 m n.p.m.) i Siodło pod Klimczokiem (1042 m n.p.m.)  czyli wysoko położona przełęcz pomiędzy szczytami Magury i Klimczoka . Po odwiedzeniu schroniska PTTK na Klimczoku  wyruszyliśmy w dalszą drogę przez  Karkoszczonkę  głęboką przełęcz między Beskidem a Trzema Kopcami, która jest najniższym i najwygodniejszym przejściem między Szczyrkiem a Brenną, używaną przez miejscową ludność od wielu wieków. Zaliczyliśmy też schronisko „Chata Wuja Toma”  mieszczące się w  drewnianej chacie z 1918 roku i położone na urokliwej polance, aby przez Hyrcę (która jest najwyższym punktem grzbietu zwanego Beskidem Węgierskim, rozdzielającego dolinę Żylicy ze Szczyrkiem od doliny Węgierskiego Potoku z zabudowaniami Brennej), Kotarz i Grabową zejść na Przełęcz Salmopolską .

Podsumowując :odwiedziliśmy miejsca z nieprzeciętna urodą, które zyskały naszą sympatię.

Chociaż przeszliśmy niemało, to wiele jeszcze pozostało w tym rejonie do odkrycia.

I to są plany na kolejne nasze  wyjazdy.

Maria Topa

Rześki poranek

Słoneczny dzień

Ciepła , sympatyczna atmosfera

Na JESIENNYM ZŁAZIE  z przewodnikami PTTK O. Dobczyce, który odbył się 3 października 2021 r. organizowanym tradycyjnie od wielu lat, rodzinnym.  Jesiennym – bo jesień potrafi być bardzo zachwycająca, a piękne kolory dodatkowo podkreśla niżej świecące słońce. Wędrowaliśmy pasmem Lubomira i Łysiny. Otwierały się przed nami malownicze widoki : na południe  opierały się aż po Tatry, na północ sięgały po Kraków. Wędrowaliśmy z Przełęczy Jaworzyce czerwonym szlakiem, któremu towarzyszy ścieżka dydaktyczna „Wielcy astronomowie znani i mniej znani”. Słuchaliśmy opowieści przewodnika o prof. T. Banachiewiczu i utworzeniu w 1922 r. obserwatorium astronomicznego na Łysinie,  na terenie podarowanym przez księcia Kazimierza Lubomirskiego. W podziękowaniu dla darczyńcy, szczyt w roku 1934  przemianowano na obecnie znany wszystkim Lubomir.   W obserwatorium na Lubomirze uczestniczyliśmy w spotkaniu edukacyjnym, oglądaliśmy słońce przez lunety.

 Na Suchej Polanie zapaliliśmy ognisko, piekliśmy kiełbaski, uczestniczyliśmy w grach i konkursach , szukaliśmy ukrytego skarbu.  Była zabawa, radość, słodkie nagrody.

Schodząc do autokaru znów towarzyszyły nam piękne widoki, które utrwalaliśmy na zdjęciach by zabrać je ze sobą na dłużej.

Wycieczka organizowana była w ramach projektu „Przewodnicy PTTK O. Dobczyce – mieszkańcom”

Dziękujemy uczestnikom za obecność

Sponsorom – Gminie Dobczyce i Starostwo Powiatowe w Myślenicach  za wsparcie

Przewodnikom PTTK O. Dobczyce za przygotowanie i organizację

Do zobaczenia na kolejnych wyprawach

Wspominała M.Topa

12 września 2021 r. w  piękny, słoneczny, niedzielny poranek ruszamy spod biura PTTK na wycieczkę łemkowskim szlakiem. Naszym przewodnikiem jest Kaziu Gierlach. Za „sterami” autokaru nasz niezawodny pan Marian.

Pierwszym przystankiem jest zagroda maziarska we wsi ŁOSIE. Początki wsi sięgają 1359 r., kiedy to król Kazimierz Wielki nadał ziemie w dolinie rzeki Ropy Janowi Gładyszowi z Szymbarku. Łemkowie z Łosia znani byli w wytwórstwa smaru do maszyn tzw. mazi oraz ludowych medykamentów wytwarzanych z wydobywanej ropy naftowej. Maziarze tutejsi handlowali swoimi wyrobami na ogromną skalę,(jeździli do Kalisza, Łomży, Warszawy, na Słowację, do Siedmiogrodu i Moraw, docierali nawet do Rygi i Jekaterynburga). W końcu XVI w właścicielami Łosia zostali Potoccy herbu Szreniawa (w XVII w znany barokowy poeta Wacław Potocki).W Łosiu  oprócz skansenu mogliśmy obejrzeć cerkiew greckokatolicką pw. Narodzenia NMP, cmentarz wojenny z I wojny św.nr 71 zaprojektowany przez Hansa Mayra.

Oglądając cmentarze z I wojny przypominają mi się słowa pięknej sentencji umieszczonej w Żmigrodzie „ Nie pytajcie, czy byli przyjaciółmi, czy wrogami- Anioł Śmierci przygarnął ich w niebie- wolnych od nienawiści”. To wtedy narodziła się bezprecedensowa w dotychczasowej historii wojen koncepcja uczczenia wszystkich poległych jednakowo, bez różnicy narodowości, wyznania, przynależności wojskowej, własnych i obcych.

Ruszamy dalej –kolejny cel to KLIMKÓWKA. Sztuczne jezioro powstało w wyniku wybudowania zapory na rzece Ropa, jezioro ma ok. 4,5 km i powierzchnię 3 km. Zalew Klimkowski został wykorzystany do kręcenia scen w filmie „Ogniem i mieczem”, gdzie grał rolę ukraińskiego Dniepru.

W centrum wsi, przed zalaniem,  stała murowana cerkiew pw.  Zaśnięcia Bogarodzicy z 1914 r, zwieńczona 5 wieżyczkami (niespotykane na łemkowszczyźnie),wyburzona została w maju 1983 r. Po nacieszeniu oczu pięknym zalewem z łódkami, rowerami wodnymi, „brodzącymi: po wodzie turystami, wykonaniu wielu zdjęć ruszamy do KWIATONIA.

Oj, była to droga kręta, wyboista, wąska i….jak zwykle niezawodny pan Marian dowiózł nas bezpiecznie pod cerkiew.

Cerkiew w Kwiatoniu pw. Św. Paraskewy. Wpisana w 2013 r na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Używana jako kościół filialny parafii rzymskokatolickiej w Uściu Gorlickim. Wybudowana ok. 1700r, wieżę dostawiono w 1743(data wyryta na belce). Budowla o konstrukcji zrębowej, orientowana, trójdzielna. Wewnątrz ściany zdobi polichromia wykonana przez Michała Bogdańskiego w 1904 r. Wyposażenie z przełomu XIX i XX w. W zakrystii przechowywana płaszczenica – wykonane na płótnie przedstawienie zmarłego Chrystusa. W nawie 2 ołtarze boczne z ikonami Matki Bożej z Dzieciątkiem i Zdjęcie z Krzyża. O tym wszystkim opowiadał nam niezwykle sympatyczny pan przewodnik.

Ostatnim punktem na trasie naszej wyprawy jest WYSOWA. Wieś uzdrowiskowa, znana z wód leczniczych, mineralnych, od 1760 r właścicielem był Maciej Lanckoroński, to on odkrył zdrowotne właściwości wód. W XVI w Wysowa buła dynamicznie rozwijającą się osadą kupiecką, ważnym punktem przepraw z Karpat na Węgry. Była miejscowością graniczną, od XIX w istniał tu punkt poboru cła. Czekając na p. Joannę pod Punktem Produktu Turystycznego i Kulturowego Beskidu Gorlickiego podziwiamy piękną cerkiew św. Michała Archanioła z 1779r. Cerkiew jest nieczynna od 2019r z powodu prac remontowych. Już zastąpiono oszalowanie z poziomych, pomalowanych na brązowo desek pięknym gontem, odnowiono stolarkę okienna, wymieniono podłogi.Polichromia wnętrza z lat 1912-13 poddawana jest konserwacji.

Naprzeciw cerkwi stoi męski dom zakonny, przebywa w nim 2 prawosławnych zakonników.Do 2015 r jednym z nich był mnich ihumen o. Mojżesz. Ciepły, serdeczny, kontaktowy człowiek wspaniale opowiadający o cerkwi,  zabytkach, ciekawych miejscach w Wysowej ( np. Dolina Łopacińskiego, Blechnarka, Hańczowa i wiele innych urokliwych miejsc).Zginął w wypadku samochodowym, wracając z rodzinnego Białegostoku…..To taka osobista uwaga, gdyż o. Mojżesz, (IgorKlebus), był naszym przyjacielem…chodzi teraz po „niebieskich połoninach”.

W centrum IT oglądamy film o grupie śpiewaczej, która pod okiem łemkini Julii Doszny uczy się śpiewać stare pieśni łemkowskie. Oprócz nich śpiewają także pieśni ukraińskie, białoruskie, polskie, czerpią z bogatych źródeł zebranych przez etnografów Oskara Kolberga i Romana Reinfussa. Pani Joanna (pochodzi z Dobczyc, obecnie mieszka w Hańczowej),śpiewa w zespole „Ruty Uwite”.

Ostatni punkt programu to spacer na ŚWIĘTĄ GÓRĘ JAWOR. Jest ona – a właściwie źródełko- celem pielgrzymek. W środku lasu stoi cerkiew opieki Matki Bożej, zbudowana w 1929r.Obiekt zaprojektował nauczyciel Batiuk z Wysowej, a zbudował cieśla Józef Ferenc z Huty Wysowskiej. Po akcji „Wisła” świątynię przejęło WOP, w  budynku urządzono strażnicę, wyposażenie spalono (uratowano 1 ikonę). Od 1956 –powroty Łemków na Ojcowiznę- czyniono starania o odzyskanie świątyni, nastąpiło to w 1969r. Cerkiew odremontowano i wyposażono dzięki pomocy Łemków z USA.

Główne uroczystości tutaj to : -piąta niedziela po Wielkanocy obrzęd święcenia wody ze źródełka

-12 lipca procesja z krzyżami poświęcanymi w cerkwi i wkopywanymi po nabożeństwie w sąsiedztwie cerkwi (to największe święto, msze celebrują biskupi)

-14 października święto Opieki Matki Bożej Pokrow.(Płaszcz Opieki)

Ścieżką podeszliśmy do granicy ze Słowacją, z polany rozciąga się piękny widok na Lackową, Busov, przełęcz Cigielka. Po zejściu do centrum wsi czas wolny spędziliśmy zwiedzając indywidualnie rozbudowany i zmodernizowany park zdrojowy z ogólnodostępnymi ujęciami wód mineralnych (Aleksander, Józef I), a w nowej pijalni Franciszek, Józef II, Słone i Anna. Park stwarza doskonałe warunki do wypoczynku. Odbywa się tutaj wiele cyklicznych imprez kulturalnych m.in. Święto Rydza, Letnie Muzykowania, Spotkanie z Operą. W 2012r został oddany do użytku nowoczesny park wodny.

Pełni różnorodnych wrażeń wsiadamy do autokaru i rozpoczynamy powrót do domu. Dziękujemy wszystkim, którzy zdecydowali się spędzić ten niedzielny cały dzień z nami, myślę, że to był dobrze spędzony czas i że zachęciliśmy do poszukiwania śladów łemkowskich, poznawania ich kultury, zwyczajów, tradycji, zwiedzania pięknych cerkwi.”…i był Beskid i były słowa zanurzone po pępki w cerkwi baniach, rozłożyście złotych, smagających się wiatrem do krwi…”

Wspominała i spisała  Z. Malara

POWIAT MYŚLENICKI

Wycieczka w dniu 4 września 2021 r.

Odsłona druga

Ziemia Myślenicka

położona wśród wzniesień Pogórza i Beskidów, w dolinach urokliwych rzek,  z posrebrzoną taflą jeziora i starym zamkiem nad jego brzegiem, skrytymi pośród starych lip drewnianymi kościółkami, ze szlakami turystycznymi pieszymi i rowerowymi.

Miłe zaskoczenie: tak blisko i tak pięknie. Las pachnie, widoki piękne, bogactwo przyrodnicze, kulturowe, historyczne. Nie trzeba jechać w Tatry czy Pieniny, by wśród śpiewu ptaków i szumu wiatru wędrować po ciekawych szlakach.

Na początek modrzewiowy kościół p.w. Wszystkich Świętych w Zakliczynie, z XVIII w. Historia parafii i świątyni. Wyposażenie kościoła to m.in.: obraz Matki Bożej Różańcowej z Dzieciątkiem, Zakliczyńskiej, malowany na płótnie, umieszczony na desce jaworowej, obraz Wszystkich Świętych, krucyfiks gotycki z lat 1430-40.

Dalej gmina Myślenice i Sułkowice. Spacer do przysiółka Chodnikówka i Cisy Raciborskiego rosnące na stoku Pasma Babicy w Harbutowicach. Są jednymi z najstarszych drzew w Polsce, prawnie chronione od 1934 roku, wpisane do Katalogu Zabytków Przyrody, a od 1954 roku – pomniki przyrody. Nazwane na cześć profesora Mariana Raciborskiego pioniera ochrony przyrody w Polsce. Na stokach Babicy znajduje się  rezerwat krajobrazowy „Las Gościbia”.  jeden z największych rezerwatów przyrody w Beskidach.  

Nasza trasa piesza Cisy – Przełęcz Sanguszki wiodła wśród malowniczych pejzaży zachęcających   do wędrówki i odpoczynku na łonie natury. Na przełęczy znajduje się obelisk ku czci Eustachego Sanguszki, inicjatora budowy przebiegającej tędy drogi.  Droga wybudowana w  latach 90. XIX wieku posiadała duże znaczenie gospodarcze i militarne. Powyżej przełęczy postawiony jest krzyż upamiętniający bitwę konfederatów barskich.

Dalsza droga wśród słonecznych krajobrazów ( jak z pocztówki 🙂 z komentarzami przewodników o mijanych miejscach i wydarzeniach z okresu II wojny światowej zaprowadziła nas do Zawadki w gminie Tokarnia. Tutaj wśród  wielu ciekawych miejsc związanych z walkami Armii Krajowej w czasie II wojny światowej znajduje się pomnik upamiętniający walki z 1944 r. i pacyfikację wsi przez hitlerowców. Przystanek, informacje, rozmowy, chwile zadumy …………..

Ciąg dalszy – Tokarnia – Mała Kalwaria – na północnym zboczu Urbaniej Góry. Dzieło ludowego artysty Józefa Wrony.

Godzinny spacer wydeptaną przez pielgrzymów ścieżką, wśród 14 stacji Drogi Krzyżowej  wzbogaconej rzeźbami świętych.  Pełna wyjątkowej urody, zespolona z naturalnie ukształtowanym terenem. .. Zachwyca…

I tak minął dzień. Odkrywaniem nieznanych miejsc mogliśmy zaspokoić ciekawość prawdziwego turysty, nacieszyć oczy pięknem regionu, nawiązać nowe znajomości.

Wycieczka dofinansowana była przez Gminę Dobczyce w ramach projektu „Przewodnicy PTTK – mieszkańcom”

Przewodnikami byli Koledzy z Klubu Przewodników Beskidzkich i Terenowych PTTK im. Wł. Kowalskiego w Dobczycach

Dziękujemy !

Opowieści uczestników spisała Maria Topa

ZIMOWY SZCZEBEL

z przewodnikami w tle

Czas pandemii przez wielu wykorzystywany jest na aktywność na świeżym powietrzu, na spacery, wędrówki i wycieczki. Postanowiliśmy i my, przewodnicko wykorzystać piękną, niedzielną  pogodę na spotkanie na Szczeblu w Beskidzie Wyspowym. Na miejsce startu  z przełęczy Glisne dotarliśmy w różny sposób. Stąd trasa na szczyt nie jest długa, a spacer po lekkim śniegu sprawił nam wiele przyjemności. Po drodze i na szczycie  spotykaliśmy wiele osób i  młodszych i dojrzałych, również  całe rodziny. Nic dziwnego, warunki pogodowe w tym dniu to była istna bajka, a szlak  idealnie nadaje się na wędrówkę z dziećmi.

Na szczyt oprócz szlaku zielonego, którym wędrowaliśmy, prowadzi również szlak czarny z Lubnia przez Mały Szczebel(schodzi do Kasinki Małej). Na północnym ramieniu wzniesienia  znajduje się znana już w XIX w. jaskinia szczelinowa – Zimna Dziura.

Szczebel położony jest w widłach rzeki Raby,  Lubieńki i Tenczynki. W jego w masywie wyróżnia się cztery wierzchołki: Czechówke, Szczebel ( 976 m n.p.m.), Mały Szczebel i Małą Górę.

Na szczycie zastaniemy małe zaplecze turystyczne: ławki, stoły, miejsce na ognisko. Są także tablice informacyjne, mapa, głaz z tablicą upamiętniającą wycieczki ks. Karola Wojtyły w 1953 i 1955 r. Szczebel leży także  na Szlaku Papieskim.  Ze szczytu rozciągają się piękne widoki na m.in. Kasinkę Małą, a także pobliskie wzniesienia. Niedaleko, przy czarnym szlaku zlokalizowane jest  startowisko dla paralotniarzy.

Legendy opowiadają o zaklętych w górze skarbach i kopalni złota 🙂

My natomiast rozmawialiśmy o planach wycieczkowych w najbliższym roku.

A więc do zobaczenia na szlaku 🙂 

Wspomnienia z wycieczki z PTTK O/Dobczyce

13 czerwca 2021 roku meteorolodzy zapowiadali wcześniej piękną pogodę, ale okazało się że niżowe fronty nie chciały tego dnia opuścić naszych okolic. Nie zraziło to naszej silnej i licznej grupy, która punktualnie stawiła się przy autokarze. Wyruszamy przez Beskid Wyspowy do Mszany i tam przepiękną doliną rzeki Mszanki i Kamienicy podążamy do Kotliny Sądeckiej. Podziwiamy szczyty Beskidu Wyspowego a Ci co siedzą po prawej stronie autokaru Gorce. Góry miejscami przesłonięte przez kłębiące się chmury. Gdy wjechaliśmy na przełęcz Przysłop widoczność się poprawiła.  Co koń mechaniczny wyskoczy po w miarę pustej drodze  jedziemy do celu naszej wędrówki – Piwnicznej Zdroju. Wspominamy dawne ciekawe wyprawy w te okolice na: Gorc, Turbacz, Koziarza, do Szczawy, Łącka, Starego Sącza z Centrum Pielgrzyma, Bobrowiska – enklawy przyrodniczej w widłach Popradu i Dunajca.

Przejeżdżamy przez piękny most Św. Kingi na Dunajcu i jesteśmy w dolinie Popradu jednej z głównych rzek tego pasma Karpat. Swoje źródła ma w tatrzańskich stawach – Wielkim Hinczowym i Zmarzłym. Następnie przepływa przez słowackie kotliny, aby w końcu koło Leluchowa wpłynąć do Polski.

Rzeka Poprad dzieli Beskid Sądecki na: wschodnie Pasmo Jaworzyny Krynickiej i zachodnie Pasmo Radziejowej (Radziejowa 1266 m n.p.m. najwyższy szczyt tego regionu).

Podziwiamy majestatycznie wznoszące się na stokach Makowicy ruiny średniowiecznego zamku z XIII w. w Rytrze, dawnej strażnicy na szlaku handlowym wiodącym na Węgry.

Przejeżdżamy przez Piwniczną Zdrój  oglądając z okien autokaru zabytkowy rynek i zatrzymujemy się obok Pijalni i źródła wody mineralnej Piwniczanka.

Wędrówkę rozpoczynamy żółtym szlakiem, najpierw schodami, dalej drogą asfaltową, która wije się pod górę pośród licznej zabudowy. Po kilometrze opuszczamy asfaltowy trakt krocząc wyłożonymi płytami po których jeżdżą liczne samochody terenowe. Im wyżej tym piękniejsze widoki, z chmur wyłania się Kicarz a gdy przystajemy i się odwracamy widzimy Pasmo Radziejowej z Niemcową, Wielkim Rogaczem i wieżę na Radziejowej. Zmienna aura dodaje uroku tym pasmom górskim, momentami świeci słońce, pada deszcz a na odkrytych graniach wieje „10 w Skali Beauforta”. Kierunkowskaz pokazuje drogę do Górskiej  Kaplicy Narodu Polskiego na Buczniku, ale my idziemy w kierunku najwyżej położonych zabudowań przysiółka Jarzębaki. W lesistym podejściu na Groń nie odczuwamy tak silnych podmuchów wiatru, w prześwitach mamy ciekawe widoki np. widzimy cel naszej wędrówki schronisko Cyrla.

Docieramy na Przełęcz Bukowina do czerwonego głównego szlaku beskidzkiego, którym kierujemy się w stronę Jaworzyny Kokuszczańskiej. Naszym oczom pokazał się ołtarz polowy z kamienną kapliczką ze sceną Bożego Narodzenia, autorstwa Józefa Grucela z Ochotnicy Dolnej w Gorcach. Powyżej na krzyżu tablica z bardzo ciekawym napisem:

„Choćby Tobą Chryste Panie

Pogardziły obce ludy

To na polskim zawsze łanie

Chłop Ci skłoni się jak wprzódy

Chłop postawi Bożą Mękę

U wrót wioski na rozstaju

Byś wyciągnął Jezu rękę

Włodarzył w naszym kraju”

Nasza trasa prowadzi przez Popradzki Park Krajobrazowy, o powierzchni 52 000 ha, który został utworzony w 1987 roku. Ochroną objęte są między innymi źródła wód mineralnych (szczawy), buczyna karpacka oraz inne ciekawe gatunki flory i fauny.

Udaliśmy się w dalszą drogę czerwonym szlakiem po prawej stronie mijamy pomnik w formie krzyża z orłem białym na szczycie. W środku zdjęcie ppor. Mieczysława Rembiasza „Orlika” – zastępcy dowódcy oddziału partyzanckiego „Żandarmeria” Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców który poległ tutaj w walce z komunistycznymi oddziałami.

Docieramy do skrzyżowania szlaków:

  • Zielonego do Nawojowej
  • Niebieskiego na Makowicę i dalej do Woli Kroguleckiej
  • Czerwonego którym idziemy do schroniska Cyrla i do Rytra

Odpoczywamy na ławeczce postawionej przez działaczy  Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich  w Rzeszowie. Z okazji 50 lat istnienia koła (rok założenia 1970) postanowiono stworzyć projekt zakładający umiejscowienie 50 ławeczek w Beskidach.

Skąd już tylko około 1 kilometra do schroniska Cyrla, gdzie czeka nas kulinarna uczta. Chimeryczna pogoda rano spowodowała dużo mniejszą liczbę turystów na szlaku i w schronisku. Po południu pogoda ustabilizowała się i gdy dotarliśmy do ruin zamku w Rytrze zobaczyliśmy przepiękną Dolinę Popradu. Dolina Popradu to najpiękniejszy rejon Polski, do którego Was zapraszamy. To także magiczne miejsca, które wszystkim możemy z całą odpowiedzialnością polecić na odpoczynek oraz jako plener idealny na zimowe szaleństwa i letnie wędrówki. To rejon, w którym odkrywa się najpiękniejszą w Polsce przyrodę.

Do domu wracamy trasą przez Limanową, podziwiamy wzniesienia Beskidu Wyspowego z innej perspektywy.

wspominała Teresa Pytlak

W niedzielę 22 sierpnia 2021 r. odbyła  się kolejna wycieczka zorganizowana przez przewodników z PTTK Oddział w Dobczycach. Wycieczkę przygotował i poprowadził Jacek Mikołajczyk. Poniżej jego relacja z wyjazdu:

„22 sierpnia odbyła się wycieczka rowerowo-piesza organizowana przez Koło Przewodników PTTK, którego mam zaszczyt być członkiem.

Szlak wiódł z przełęczy Ostra w dolinę Dunajca przez wieś Czarny Potok i wzniesienie Babia Góra (517 m.n.p.m) do Łącka.

Następnie udaliśmy się ścieżką rowerową Velo Dunajec do Starego Sącza. Tu skosztowaliśmy lodów sądeckich, po czym zwiedziliśmy kościół i klasztor sióstr klarysek. Na zakończenie wizyty w Sączu zatrzymaliśmy się przy ołtarzu papieskim na sądeckich błoniach.

Wycieczkę rowerową zakończyliśmy 5 kilometrów dalej w Barcicach, małej wiosce położonej nad brzegami rzeki Poprad.

Po zapakowaniu rowerów na przyczepę, udaliśmy się pieszo na punkt widokowy w Woli Kroguleckiej. Platforma ta, ze względu na swój charakterystyczny kształt nazywana jest Beskidzkim Ślimakiem. Widoki z niej są imponujące, na Beskidy, Kotlinę Sądecką i całą rozległa dolinę Popradu.

Po zejściu z platformy udaliśmy się autokarem do domu.

Łącznie pokonaliśmy około 55km rowerami i 6 km pieszo.

Dziękuję za miło spędzony czas i możliwość wspólnego wyjazdu.”

WIELKI ROGACZ 15.08.2021 r.

Beskid Sądecki to atrakcyjny region turystyczny, z pięknymi krajobrazami, licznymi uzdrowiskami oraz bogatym dziedzictwem kulturowym.

Dla turystów przygotowano sieć szlaków turystycznych, z najważniejszym i najdłuższym Głównym Szlakiem Beskidzkim.

15 sierpnia 2021 roku odbyła się kolejna wycieczka przygotowana i prowadzona przez przewodników z Klubu PTTK działającym przy Oddziale w Dobczycach. Celem wyjazdu był Wielki Rogacz.  Trasa prowadziła z Piwnicznej –  miasteczka uzdrowiskowego o przyjaznym klimacie na Kamienny Groń (758 m n.p.m.) z przysiółkami  zajętymi pod pola uprawne, łąki i pastwiska określane  „żyjącymi górami” i następnie  na Niemcową (963 m n.p.m.) z widokami na  pasmo Jaworzyny Krynickiej w Beskidzie Sądeckim, Piwniczną-Zdrój, a także Nowy Sącz. Stąd szlakiem udaliśmy się na WIELKI  ROGACZ (1182m n.p.m.) –  objęty   ochroną  Popradzkiego Parku Krajobrazowego. Pod W. Rogaczem zachwyciły  nas wspaniałe widoki na Pieniny, Beskid Żywiecki i Tatry, a także wzniesienia na Słowacji.

Dalszy ciąg wędrówki to Przełęcz Obidza (938 m n.p.m.)  i Przełęcz Gromadzka  stanowiące   umowną granicę między Pasmem Radziejowej a Górami Lubowelskimi do bacówki na Obidzy (931 m n.p.m.).Wycieczkę zakończyliśmy w Kosarzyskach.

 

Hrobacza Łąka

kolejna odsłona Beskidu Małego

Kontynuując poznawanie uroków Beskidu Małego Przewodnicy PTTK z Dobczyc zorganizowali w dniu 11 lipca 2021 r kolejną wycieczkę w ten rejon.

Ta grupa górska położona  na granicy województwa śląskiego i małopolskiego  oferuje piękne widoki, dobrą dostępność do szlaków i niezbyt duże natężenie ruchu turystycznego, chociaż w obecnej sytuacji pandemicznej każde miejsce przyciąga wielu zwiedzających.

Wędrówkę rozpoczęliśmy z Przełęczy Przegibek leżącej w grupie Magurki Wilkowickiej szlakiem pod górę, ale z wypłaszczeniami dającymi odpoczynek i z miejscami widokowymi.  Zawędrowaliśmy na szczyt Groniczki  przez który przebiega Mały Szlak Beskidzki.

Za szczytem ścieżka dość mocno zaczęła opadać w dół , aby na końcu stromo zejść do Przełęczy u Panienki,  która swoją nazwę zawdzięcza stojącej tam XIX-wiecznej kapliczce z obrazem Matki Boskiej. Dalej do schroniska na  Hrobaczej Łące również należącej do grupy Magurki Wilkowickiej wnoszącej się na wysokości 822 m n.p.m. Wzniesienie jest chętnie wybierane przez turystów, którzy szukają malowniczych widoków i chcą mieć pewność, że będą mieli gdzie odpocząć po wysiłku. Na Hrobaczej Łące czeka całkiem przyjemne schronisko. A widoki są naprawdę imponujące:  Beskid Mały (Góra Żar, Magurka Wilkowicka), Beskid Żywiecki (Pilsko, Rysianka), przy dobrej widoczności można stąd zobaczyć Babią Górę oraz Tatry, głównie Zachodnie. Zejście wybraliśmy do Czernichowa.

Wycieczka godna polecenia.

Przewodnicy PTTK w Dobczycach organizują od 25 lat wycieczki piesze, górskie, autokarowe i rowerowe po Polsce i nie tylko.

 20 czerwca, udaliśmy się Wiślaną Trasą Rowerową z Oświęcimia do Tyńca.

Trasa bardzo ładna i łatwa poprowadzona jest w duże mierze po wiślanych wałach przeciwpowdziowych. Po drodze mnóstwo pięknych widoków na Beskidy, ale także na dolinę Wisły, zamek w Lipowcu, kościół w Alwerni i opactwo w Tyńcu.

Mimo wielkiej spiekoty ( temperatura w słońcu często przekraczała 40st.C) udało nam się dojechać do celu – do przystani wodnej w Tyńcu. Na naszych licznikach rowerowych było wówczas prawie 63km. Po załadowaniu rowerów na przyczepę udaliśmy się na krótki odpoczynek w cieniu tynieckich lip, po czym ruszyliśmy autokarem w drogę powrotną do Dobczyc.

Dziękuję za miłą atmosferę na wyjeździe, wzajemną życzliwość i różnoraką pomoc okazywaną sobie nawzajem podczas wyjazdu.

Serdecznie zapraszam na kolejne wyjazdy z Przewodnikami Dobczyckimi.

                                                                                                         Jacek Mikołajczyk

Śląska Wiosna

krótki przekaz z wycieczki

22 i 23 maja. Dwa dni na wiosenne upajanie się urokami Dolnego Śląska. Niewiele. Jednakże nie jest to pierwsza wycieczka w ten rejon  pod patronatem Klubu Przewodników PTTK z Dobczyc i zapewne nie ostatnia.

Magnesem wycieczki było arboretum w Wojsławicach. Zarekomendowane  nam w trakcie zwiedzania podobnego miejsca w Bolestraszycach na Podkarpaciu, które odwiedziliśmy  jesienią ubiegłego roku. Arboretum Wojsławickie  jest Ogrodem Botanicznym Uniwersytetu Wrocławskiego, 62 ha, w tym 5 ha zabytkowego parku, 3 ha bylin,12 ha sadu starych odmian czereśni oraz 42 ha nowych terenów.

ZACHWYCIŁO NAS  bogactwem roślin, wielobarwnych kwiatowych dywanów, zapachów, uroczych zakamarków. Świeże powietrze, cisza, obezwładniające piękno przyrody.  Arboretum słynie z kolekcji azalii i rododendronów, które kwitną w maju, są najstarsze i największe w Polsce. Czerwiec to czas kwitnienia  róż, jaśminowca oraz goździków. W lipcu podziwiać można liliowce, których kolekcja jest największa w Europie.,  w sierpniu – hortensje i szałwie. Wraz ze schyłkiem lata pojawiają się ostatnie kwiaty – astry i zawilce.

Zainteresowanie budzi czereśniowe wzgórze (12 ha!), gdzie czereśnie można jeść prosto z drzew. Natomiast tych, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej o sobie z pewnością zainteresuje  horoskop celtycki, w którym każda data urodzenia przyporządkowana jest do jakiegoś drzewa.

Placówka spełnia funkcje badawcze i edukacyjne, dlatego wszystkie okazy roślin są szczegółowo udokumentowane.

Warto było to miejsce odwiedzić 🙂

HASŁA: Szczeliniec Wielki, Błędne Skały i Skalne Grzyby, zawsze znajdą swoich amatorów(nas również :)), należą wszakże  do największych atrakcji turystycznych Gór Stołowych.

Trasa pasjonująca widokowo, na której doświadczyliśmy wszystkich pór roku.  12 głównych nazwanych skalnych obiektów: Ucho igielne, Kaczęta, Tron Liczyrzepy (najwyższy punkt Szczelińca W.), Wielbłąd, Małpolud, Diabelska Kuchnia, Piekiełko, Niebo, Kołyska, Kwoka, Koński Łeb, Słoń. Och!

Z okolic schroniska, które  usytuowane jest w sercu Parku Narodowego Gór Stołowych rozciąga się przepiękna panorama na Karkonosze ze Śnieżką, Góry Sowie, Kamienne oraz Broumovskie Ściany. Ach!

Ciekawą bazą wypadową w Góry Stołowe jest Radków, w którym mieliśmy okazję nocować. Miasto położone nad zalewem ze źródlaną wodą, może się pochwalić pięknym renesansowym ratuszem, uroczymi kamieniczkami w rynku i  świątyniami ze średniowiecznym rodowodem.  Tędy przebiega droga wojewódzka zwana  na odcinku Radków – Kudowa Zdrój Szosą Stu Zakrętów.

CZY KRZYWA WIEŻA JEST KRZYWA?

Odpowiedź w mijanych po drodze

Ząbkowicach Śląskich

Miasto  od momentu założenia w II połowie XIII w. aż do 1945 r. nosiło nazwę Frankenstein. Nazwa wiązała się z pierwszymi osadnikami i założycielami miasta pochodzącymi  z Frankonii – z historycznej krainy Niemiec. Zbieżność z szalonym naukowcem i filmami grozy przypadkowa co nie przeszkadza organizacji  Weekendów z Frankensteinem, podczas których odbywają się parady potworów, przeglądy filmów grozy oraz widowiska plenerowe i koncerty.

Zabytki miasta to ruiny zamku na wzgórzu owianym legendami o nieprzebranych skarbach i średniowieczna krzywa wieża jedna z ciekawostek turystycznych Dolnego Śląska. Nazywana jest „Śląską Pizą”. Jest to najwyższa krzywa wieża w Polsce – ma 34 m wysokości, a jej obecne odchylenie od pionu wynosi 2,14 m[2]. Na jej szczyt wiedzie 139 schodów. Oglądaliśmy wieżę z każdej strony i stwierdzamy: jest krzywa.

Dzień drugi: WAMBIERZYCE  zwane „Śląską Jerozolimą” – to znane miejsce pielgrzymkowe, związane z kultem cudownej figurki Matki Bożej z Dzieciątkiem pochodzącej z drugiej połowy XIV w. Wewnątrz świątyni bardzo  cenny wystrój barokowy z XVIII w. M.in. ołtarz główny i boczne, ambona, obrazy i figury.

W 1936 roku papież Pius XI nadał kościołowi w Wambierzycach tytuł bazyliki mniejszej. Jest to tytuł honorowy, który otrzymują kościoły wyróżniające się wartością zabytkową, albo ze względu na swoje walory liturgiczne bądź duszpasterskie.

Pokonaliśmy monumentalne schody, które prowadzą do bazyliki. Mieliśmy możliwość obejrzeć  założenie i otoczenie bazyliki  razem  z  bramami, kościołem i kaplicami i innymi obiektami, znajdującymi się w centrum wsi i na okolicznych wzgórzach  stanowiące największy tego typu zespół architektoniczno-krajobrazowy w Polsce.

W Wambierzycach znajduje się największa szopka na Ziemi Kłodzkiej, której twórcą był miejscowy ślusarz L. Wittig. W ciągu 28 lat wyrzeźbił ok. 800 figurek z drewna lipowego. Znaczna ich część poruszana jest mechanizmem zegarowym w rytm muzyki.

Kolejny punkt wycieczki to Kamieniec Ząbkowicki i

PAŁAC MARIANNY ORAŃSKIEJ

księż­nej ni­der­lan­dzkiej, któ­ra po odzie­dzi­cze­niu ma­jąt­ku po swo­jej mat­ce i po­mno­że­niu go po­przez mał­żeń­stwo z sy­nem kró­la Prus, wy­bra­ła Ka­mie­niec ja­ko miej­sce pod bu­do­wę no­wej sie­dzi­by ro­du. O miejscu zadecydowały walory krajobrazowe i romantyczne legendy o pol­skiej księż­nicz­ce i księ­ciu zię­bic­kim oraz ich wiel­kiej mi­łoś­ci speł­nia­ją­cej się w le­gen­dar­nej wa­row­ni sto­ją­cej na zamkowej górze.

Budowla będąca  połączeniem zamku szkockiego z odbiciem gotyckiej warowni krzyżackiej jest drugim  co do wielkości pałacem na Dolnym Śląsku, czte­ro­kon­dy­gna­cyj­nym, o ku­ba­tu­rze 90 tys. me­trów sześ­cien­nych i po­wierz­chni u­żyt­ko­wej o­ko­ło 20tys. me­trów kwa­dra­to­wych (robi wrażenie!). W są­siedz­twie re­zy­den­cji za­ło­żo­no 150-he­kta­ro­wy wspa­nia­ły zes­pół o­gro­do­wo-par­ko­wy i u­rzą­dzo­no 25-he­kta­ro­wy zwie­rzy­niec.

 Dawny blask pałac zaczął tracić po II wojnie światowej. Dopiero w ostatnich latach zaczęto przywracać mu dawną świetność, udostępniając go w 2013 roku turystom. Budowla robi wrażenie, ale także uwidacznia konieczność dużych nakładów finansowych potrzebnych do odbudowy.

 W drodze powrotnej przystanek w NYSIE jednym  z najstarszych miast Śląska

z Domem Wagi Miejskiej i Domem Komendanta w rynku

i Fontanną Trytona wykonaną z marmuru w XVIII w.

z charakterystyczną studnią, (jej kunszt zachwyca wszystkich),  na szczycie której można dostrzec dwugłowego orła Habsburgów.

z 33 metrową Wieżą Wrocławską jedną z dwóch zachowanych średniowiecznych wież w mieście.

Opowieści uczestników wysłuchała Maria Topa

 

BESKID MAŁY

Relacja z wycieczki w dn. 9.05.2021 r.

Po długiej przerwie zimowo-lockdownowej (z ograniczeniem liczby uczestników i zachowaniem zalecanych obostrzeń), wyruszyliśmy na wycieczkę w Beskid Mały. Poprowadził nas prezes Klubu Przewodników Kaziu z pilnującą na „zamku” małżonką.

Zaczęliśmy  mało uczęszczaną trasą w miejscowości Las do jaskini Komonieckiego. Po raz pierwszy grotę opisał w 1704 r. wójt żywiecki   Andrzej Komoniecki : „W Ślemieńskim zaś Państwie w Pośrednim Groniu w Hali Siwcowej nad wsią Lasem jest skała wielka, co przed nią wierzchem woda idzie, a pod nią dziura jest, w którą może sto statku (zwierząt hodowlanych) wegnać i w niej tam sposobnie stanąć (…)” teraz jakby trochę mniejszej. Grota Komonieckiego to jaskinia znajdująca się we wschodniej części Beskidu Małego na obszarze Parku Krajobrazowego. Leży na około 700 m n.p.m. w pobliżu Łamanej Skały i Małego Szlaku Beskidzkiego. Od 1993 roku miejsce to jest pomnikiem przyrody nieożywionej, ma powierzchnię 115 metrów kwadratowych.

Gdy zejdziemy nieco niżej jest wodospad Dusica – największy wodospad w Beskidzie Małym, szczególne wrażenie robi woda spływająca z wysokości około 5 metrów.

To że tam trafiliśmy to zasługa naszego przewodnika, gdyż trasa nie jest dobrze oznaczona.

Wąską stromą ścieżką idziemy w kierunku Anuli. Podziwiamy teren rezerwatu Madohora utworzonego 1960 roku w celu ochrony naturalnych zespołów leśnych na różnorodnych siedliskach i wychodni skalnych. Powierzchnia rezerwatu, to 71,81 ha. Kiedy docieramy na skrzyżowanie szlaków zaczynają pojawiać się pierwsze ciekawe widoki.

Ruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Leskowca i po drodze mamy piękny widok w kierunku Czarnego Gronia. Docieramy na Leskowiec i chwilę się zatrzymujemy, podziwiając panoramę: Beskidu Wyspowego, Gorców, Beskidu Żywieckiego, ośnieżoną Babią Górę oraz widoczne w oddali Tatry. Takich jak My którzy chcą podziwiać Beskid Mały jest dużo więcej, dlatego długo tutaj nie zabawiamy ruszamy w stronę schroniska. Robimy krótki przystanek na podziwianie widoków i zjedzenie swoich zapasów ponieważ schronisko jest zamknięte. Nasza wycieczka kończy się w Tarnawie Górnej gdzie na nas czeka niezawodny kierowca pan Marian.

Zdobywający kondycję i podziwiający widoki szczególnie na majestatyczną Babią Górę uczestnicy:

Teresa i Tomek

23 lata temu zmarł Profesor Henryk Leśniak.  Nauczyciel i wychowawca wielu pokoleń młodzieży, przewodnik, instruktor krajoznawstwa. Organizował kursy przewodnickie, prelekcje, spotkania i wycieczki. Prowadził szkolenia również w Oddziale PTTK w Dobczycach dzieląc się z uczestnikami swoją obszerną wiedzą. Pozostał w pamięci uczniów jako ciepły i serdeczny Człowiek.

Przewodnicy PTTK z Dobczyc zamawiają w każdą rocznicę Jego śmierci mszę św. w różnych miejscach i kościołach. W tym roku, 20 lutego,  była to Krzywaczka i kościół   p.w. Trójcy Przenajświętszej. Mszę św. celebrował  ks. Proboszcz Zbigniew Drobny, a po nabożeństwie podzielił się z nami wiedzą o historii miejscowości oraz o kościele i jego cennym wyposażeniu, a także o prowadzonych pracach konserwatorskich.

Pierwsza udokumentowana wzmianka o wsi pochodzi z 1229 roku, a pierwszy kościółek p.w. Świętego Wojciecha przetrwał prawdopodobnie do XIX w.

W XVI w obok kościoła Św. Wojciecha wybudowano kolejny, drewniany. Wg dokumentów  jak na wiejską świątynię  posiadał bogate gotycko – barokowe wyposażenie m.in. figurkę Madonny z Dzieciątkiem z XV wieku oraz barokowy baldachim, zachowane do dzisiaj.

W XVIII w. ze względu na zły stan kościółka rozebrano go i wystawiono kolejny również drewniany. Z biegiem czasu świątynia ta okazała się być zbyt małą dla rozwijającej się wsi i zastąpiona została w XX w. przez nową, murowaną. Ta obecna zawiera  w swoich wnętrzach cenne wyposażenie od XV – XIX w. pochodzące w dużej części z poprzednich kościołów.

Pan Profesor na pewno  patrzył na nas z góry, a wraz z Nim coraz większe grono naszych zmarłych Kolegów.

NAJPIĘKNIEJSZE HALE BESKIDU ŻYWIECKIEGO

05.07.2020 r.

 Hala Boracza, Lipowska, Rysianka. Pętla z Żabnicy Skałki. Przy dobrej pogodzie trasa jak marzenie. A pogoda na naszej niedzielnej wycieczce 5 lipca 2020 r. właśnie taka była. Słońce delikatnie bawiło się chmurami.  Widoki były fantastyczne. Hala Rysianka to jedna z najpiękniejszych widokowo hal Beskidu Żywieckiego. Ogromna przestrzeń otoczona wspaniałą panoramą górskich szczytów: Góry Choczańskie, Mała Fatra, Tatry, Babia Góra, Pilsko.

A ZBÓJNICY ?

Historia ziemi żywieckiej przez wieki związana była nierozerwalnie ze zbójnictwem. To ziemia i miejsca, „którędy chadzali zbójnicy do prawa”, czyli czynić sprawiedliwość i wyrównywać prawo. Zbójnictwo rodziło się w górach – ostoi wolności i patriotyzmu.

Autor: Maria Topa

JESIENNE UROKI PODKARPACIA

-edukacyjna wycieczka przewodników

10 – 11.10.2020 r.

Jak tradycja przewodnicka mówi, podsumowaniem każdego sezonu turystycznego jest wycieczka w rejony ciekawe, często mało znane i popularne. Przesłaniem każdego wyjazdu jest poszerzenie własnej wiedzy jak również przygotowanie do kolejnych wypraw z turystami. W tym roku wybór padł na Podkarpacie: Leżajsk – Jarosław – Bolestraszyce – Markowa.  

Na początek Leżajsk i Bazylika OO. Bernardynów. Ważny ośrodek kultu Maryjnego w Polsce,   z  XVI w. obrazem M. B. Pocieszenia, otoczonym kultem i uznawanym za łaskami słynący.  Manierystyczno – barokowy zespół kościoła i klasztoru jest jednym z najwybitniejszych dzieł architektury sakralnej na Podkarpaciu. Stalle uznawane są za jedne najpiękniejszych w Polsce. Wnętrze kościoła olśniewa swoim pięknem. Unikatowym dziełem są XVII w. organy, na których– jedynych w świecie – może grać 3 organistów równocześnie. Dodatkowo wyposażone są m.in. w efekty głosu kukułki, bębna czy świergotu ptaków. Słyną w całej Europie, jako jedne z najlepiej brzmiących. Mogliśmy się o tym przekonać osobiście, gdyż ów instrument o 74 rejestrach i 5894 piszczałkach wybrzmiał w tym dniu specjalnie dla nas.

JAROSŁAW

Zaliczany do jednych z najstarszych i najpiękniejszych miast na Podkarpaciu.

Miasto kupców i jarmarków, z nazwą powiązaną z założycielem, księciem kijowskim –Jarosławem.  Położone u zbiegu szlaków handlowych, odwiedzane w przeszłości przez kupców z całej Europy i Bliskiego Wschodu. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wzgórza św. Mikołaja. Po przejściu przez  niepozorną bramę  wkroczyliśmy w świat dawnego sacrum. To tutaj zlokalizowany był wczesnośredniowieczny Jarosław, a później opactwo panien Benedyktynek. W kościółku na tym wzgórzu znajduje się jeden z najcenniejszych zabytków miasta wczesnobarokowy kamienny portal z 1622 r. Również tutaj zwiedziliśmy prawdziwy unikat – „Czarną Kaplicę” z czarnym sklepieniem  pozostałością po pożarze.

Sercem miasta jest rynek (z okazałym ratuszem pośrodku) , pod którym znajduje się sieć korytarzy i komór, które od XVI wieku służyły kupcom do składowania towarów.  Wokół rynku słynne jarosławskie kamienice  z podcieniami,  zdobione portalami, sgrafittami , a wewnątrz bogatą sztukaterią, i polichromią.

Stojąc obok jednej z najpiękniejszych kamienic mieszczańskich w Polsce- kamienicy Orsettich stanowiącej symbol bogactwa i znaczenia miasta, słuchaliśmy opowieści o historii miasta, jego znaczeniu i zabytkach . Kamienica Orsettich uwieczniona została na jednej z trzydziestu dwóch monet o nominale 2 zł, upamiętniających miasta o istotnym znaczeniu w dziejach Polski.

Jarosław, podobnie jak wiele miast województwa podkarpackiego, znany jest także z zabytków sakralnych.

Zaintrygowani opowieściami zwiedziliśmy bazylikę Matki Bożej Bolesnej z niezwykle cennym zabytkiem zarówno tej świątyni jak i całego Jarosławia – ołtarza relikwii z XVIII wieku. Wbudowano w niego około 200 relikwii męczenników i świętych żyjących od III do XVIII wieku.

Kolejnym pięknym zabytkiem, który odwiedziliśmy była Kolegiata p.w. Bożego Ciała będąca  najstarszym obecnie kościołem w Jarosławiu jak również  najstarszym pojezuickim kościołem w Polsce.  Do wnętrza kościoła prowadzą monumentalne drzwi – Drzwi Tysiąclecia przedstawiające sceny z dziejów Polski i Jarosławia  (robią wrażenie!)

Odwiedziliśmy także greckokatolicką cerkiew p.w. Przemienienia Pańskiego, która została zbudowana na fundamentach dawnego zamku Ostrogskich i jest głównym ośrodkiem pielgrzymkowym polskich unitów. W cerkwi znajduje się słynąca łaskami ikona Matki Boskiej Jarosławskiej, zwana Bramą Miłosierdzia.

Spacerując uliczkami Jarosławia podziwialiśmy dowody dawnej świetności miasta. W ciągu jednego dnia mogliśmy tylko musnąć ślady licznych szlaków tematycznych jakie tutaj się znajdują. To materiał na kilka wycieczek.

Arboretum BOLESTRASZYCE

 Ogród jak ze snu, pobudzający zmysły i wyobraźnię. Do zwiedzania zarówno dla rodzin, dzieci jak i dorosłych. Wędrowaliśmy alejkami wśród tajemniczych zakątków z przepięknymi nasadzeniami tworzącymi bajkowe klimaty.  Smakowaliśmy dary jesieni.

Na terenie 25 hektarów  zgromadzono kilka tysięcy gatunków, odmian, form roślin w różnych kolekcjach: roślin wodnych, bagiennych, rzadkich, zagrożonych, ginących i chronionych,  szklarniowych, użytkowych i biblijnych.

To miejsce ma swój urok o każdej porze roku , zarówno wiosną, gdy cała przyroda budzi się do życia, ale także jesienią, kiedy zieleń zamienia się w złoto.

 MARKOWA

W Markowej zwiedziliśmy Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów. Muzeum o bardzo nowoczesnych rozwiązaniach architektonicznych i symbolice. Na murze obok budynku Muzeum umieszczono tabliczki z nazwiskami pomagających Żydom mieszkańców Podkarpacia.

W bezpośrednim otoczeniu Muzeum stworzono Sad Pamięci dedykowany Polakom ratującym skazanych na zagładę Żydów.  Nawiązuje on do Ogrodu Sprawiedliwych na Wzgórzu Pamięci Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie.  Na podświetlanych tablicach znajduje się półtora tysiąca nazw miejscowości z terenów II Rzeczpospolitej, w których działało łącznie prawie siedem tysięcy polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Jest tu również akcent z Dobczyc.

Na zakończenie naszego przewodnickiego wyjazdu odwiedziliśmy skansen „Zagroda”  prowadzony przez Towarzystwo Przyjaciół Markowej. Przesłaniem stowarzyszenia jest dokumentowanie przeszłości rodzinnej wsi, a postanowiono to zrealizować poprzez zachowanie tradycyjnej zagrody chłopskiej. Inicjatywa godna uznania.

Autor: Maria Topa

RODZINNIE NA LUBOGOSZCZY

– jesienny złaz z przewodnikami PTTK  O/Dobczyce, 04.10.2020

Niedziela, 4 października 2020 r. Wczesnym rankiem słońce bawiło się z chmurami, ale po krótkim czasie zdecydowanie zawładnęło niebem.   Z przyjemnością wędrowaliśmy więc  na Lubogoszcz podziwiając  lekko jesienne krajobrazy. To już tradycja, że na zakończenie sezonu przewodnicy PTTK z Dobczyc organizują jesienny złaz turystyczny. W tym roku było wyjątkowo rodzinnie. Rodzice, dzieci, ciocie, wujkowie, babcie i radość wspólnego wędrowania. W ośrodku na Lubogoszczy odbyły się rodzinne konkursy, po których wzmocniliśmy się ciepłym posiłkiem przed dalszym marszem na szczyt.  Solidna grupa zwarta i gotowa wyruszyła w  drogę, mniejsza grupa powędrowała ścieżką przyrodniczą. Po kilku godzinach obie grupy się spotkały; zadowoleni i pełni wrażeń wracaliśmy do domu 🙂

Złaz dofinansowany był przez Starostwo Powiatowe w Myślenicach. Bardzo dziękujemy 🙂

Autor: Maria Topa

Sucha Polana 12.09.2020

Jak co roku, na Suchej Polanie, nie mogło zabraknąć naszych przewodników z Klubu Przewodników przy Oddziale PTTK w Dobczycach. 12.09.2020 odbył się XXX Małopolski Zlot Szlakami Walk Partyzanckich na Suchej Polanie w Paśmie Lubomira i Łysiny. W trakcie trwania uroczystości odprawiono mszę polową, odczytano apel poległych, złożono wieńce pod pomnikiem poświęconym partyzantom, a na koniec grupy rekonstrukcyjne przedstawiły inscenizację walk partyzantów z oddziałem niemieckim.

Autor: Jacek Kozubek

Uroki Powiatu Myślenickiego

05.09.2020

Położony wśród wzniesień Pogórza i Beskidów, w dolinach urokliwych rzek,  z posrebrzoną taflą jeziora i starym zamkiem nad jego brzegiem, skrytymi pośród starych lip drewnianymi kościółkami

POWIAT MYŚLENICKI

to on był tematem wycieczki  zorganizowanej  w dniu 5 września, przez przewodników PTTK z Dobczyc. Wycieczki dla mieszkańców, z okazji srebrnego jubileuszu istnienia i działalności Klubu.   

Trasa naszej wędrówki rozpoczęła się Dobczycach, miasta królewskiego, z górującym nad miastem zamkiem i skansenem, siedzibą Muzeum Regionalnego PTTK.  Pierwszy przystanek to Dziekanowice. Romański kościółek  św. Mikołaja i św. Marii Magdaleny, perełka regionu, kryje w swoich wnętrzach wiele osobliwości (płyta nagrobna rycerza  biorącego udział w wyprawach krzyżowych, polichromia, gmerki) i tajemnic. Nowa świątynia stojąca obok ma w swoim wyposażeniu  elementy „starego” kościoła. Mieliśmy okazję wszystko to zobaczyć i posłuchać cennych opowieści. Następnie  kierunek Sieraków i dwór z XV wieku w otoczeniu starego parku.  Dalej Zakliczyn , gniazdo rodowe Jordanów. Dwór, którego właściciel Wacław Iwaszkiewicz walczył w wojnie polsko-bolszewickiej.  Siepraw – miejsce narodzin Błogosławionej Anieli Salawy i sanktuarium. Kościół  św. Marcina i św. Michała Archanioła. W dniu naszej wycieczki na grobie pochowanego w Sieprawiu ppor. Józefa Fijałkowskiego (ps. Halniak) odsłonięto tablicę pamiątkową przypominającą kim był i jaką rolę odegrał w czasie II wojny światowej.  My również zaświeciliśmy symboliczne światełko na jego grobie.

Był także czas na krótki spacer sosnowym borem na Kopytko. Były legendy i fachowe informacje o ruchach górotwórczych, których efekty spotykamy w terenie. Następny przystanek to Myślenice i tu o historii i zabytkach słów nie tylko kilka.  Zabytkowe świątynie,  Cudowny Obraz Matki Bożej  Pani Myślenickiej. Studzienka myślenicka z kapliczką Matki Boskiej Śnieżnej, kościół pw. Świętego Jakuba Apostoła leżący na szlaku pielgrzymkowym-  Drodze św. Jakuba. Odwiedziliśmy cmentarz przy kościółku i zapaliliśmy znicze na grobach naszych Kolegów Henia Leśniaka i Stasi Walków.

I w drogę. Kolejny punkt to cmentarz z I wojny światowej w Banowicach.  Historia i pamięć o wydarzeniach tego okresu. Następnie obok kościoła św. Wojciecha na Tule (widoki !!!) do gminy Wiśniowa. Tutaj historia, szlaki turystyczne, dąb Bandaburek – pomnik przyrody,  (616 cm w pierśnicy), owiany licznymi legendami. Szlak Architektury Drewnianej , historia I i II wojny zapisana w pamięci i na lokalnych cmentarzach, synagoga.

Gmina Raciechowice zamykała pętlę naszej wycieczki. Słońce spoglądało już ku zachodowi, a nam wciąż było mało. Z każdą chwilą pojawiały się nowe widoki i panoramy, które chcieliśmy oglądać.

Bogactwo terenu, historia, zabytki, osobliwości przyrody,  możliwości aktywnej formy spędzania wolnego czasu  w powiecie myślenickim to temat na wiele wędrówek  i zachwytów.

Wycieczka dofinansowana była przez Starostwo Powiatowe w Myślenicach. Bardzo dziękujemy 🙂 

 Autor Maria Topa

PREDNE SOLISKO, CHMURY I BŁĘKIT

23.08.2020

W dniu  23 sierpnia 2020 r. odbyła się kolejna wycieczka z przewodnikami PTTK z Dobczyc. Plan –Tatry Słowackie, Szczyrbskie Jezioro i Przednie Solisko. Ranek przywitał nas pochmurnie, po drodze padało, ale analiza prognoz i map pogodowych dawała nadzieję na zmianę i nawet słońce. W oczekiwaniu na poprawę aury poszerzyliśmy nasz  wyjazd o zwiedzanie Zabytku Kultury Narodowej Słowacji  w Spiskiej Białej (Spišská Belá), w dzielnicy Strażki (Strážky). Do zabytku tego należą : pałac zbudowany na fundamentach gotyckiego grodu,  określany klejnotem architektury renesansowej Słowacji, gotycki fortyfikowany kościół św. Anny i renesansowa dzwonnica. Pałac służy Słowackiej Galerii Narodowej, a jego otoczenie tworzy park angielski z XIX wieku.

Kolejny punkt wycieczki to objazd po Kieżmarku (podobno to styl japoński) leżącym w dolinie Popradu, ze światowej sławy kościołem ewangelickim zwanym artykularnym, wpisanym na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Oprócz zabytków, miasto ma również akcent turystyczny.

To właśnie z Kieżmarku wyruszyła na wycieczkę w góry Beata Łaska , której podróż została uznana za pierwszą udokumentowaną wyprawę tatrzańską.

I my podążyliśmy w kierunku Tatr do  Szczyrbskiego Jeziora i na leżące jeszcze między chmurami  Predne Solisko –  cel naszej wyprawy. Źródła podają różne jego wysokości  2093 lub 2119  lub 2117 m n.p.m. Wszystkie te cyfry zostały zdobyte. Słońce coraz śmielej wychodziło zza chmur, a na zakończenie pożegnał nas błękit jeziora.

Autor Maria Topa

SPACERKIEM PO DOBCZYCACH

z historią w tle

12.08.2020

 Codziennie przemierzamy  ulice naszego miasta. Często jednak w pośpiechu, albo w  zamyśleniu przechodzimy obok miejsc związanych z historią nie zwracając na nie uwagi. „Rodzinny spacer po Dobczycach” zorganizowany w dniu 12.08.2020r. przez przewodników PTTK Oddział Dobczyce oraz MGOKiS Dobczyce umożliwił uczestnikom przybliżenie historii Królewskiego Miasta. Wykorzystując wydany przez PTTK Questing  „Historycznym Szlakiem Dobczyc” mogliśmy  w ciekawy sposób poznać dziedzictwo, legendy, podania i  historię grodu. Korzystając ze wskazówek i poszukując odpowiedzi na zagadki  oglądaliśmy w Rynku figurę św. Jana Nepomucena, miejsce po dawnej Młynówce, kościół p.w. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych, figurę św. Floriana, przypomnieliśmy sobie jak wygląda herb Dobczyc, a następnie poznaliśmy zabytki Starego Miasta. Hasło rozwiązanej krzyżówki uprawniało do zdobycia ozdobnej pieczęci i zwiedzenia Muzeum.

Autor Maria Topa

WĘDRÓWKA DLA TYCH KTÓRYCH POCIAGA PRZESTRZEŃ

09.08.2020

W dniu  9 sierpnia 2020 r. uczestniczyliśmy w wycieczce organizowanej przez przewodników PTTK O/Dobczyce na Salatyn w Słowackich Tarach Zachodnich. Wyzwanie niemałe 2047 m.n.p.m. Szczyt już z dołu robił wrażenie.

Salatyński Wierch – Salatyn to jeden z 6 szczytów należących do tzw. grupy Salatynów

Trasa: naszą wycieczkę rozpoczęliśmy  z parkingu stacji narciarskiej Rohacze-Spalena. Wygodnym, 6-osobowym wyciągiem wyjechaliśmy 460 m na wysokość 1501 m n.p.m. na Brestową.

Szlak na odcinku Brestova – Salatyn prowadził łagodnym, trawiastym  grzbietem  przypominającym bieszczadzkie połoniny.

Z każdym krokiem zwiększaliśmy wysokość , widoki rozrastały się w oczach. Pogoda sprzyjała. Na całej trasie towarzyszyły nam przepiękne  panoramy Tatr Zachodnich oraz odległych szczytów Tatr Wysokich.

Autor: Maria Topa

MAZURY MAŁOPOLSKI

26.07.2020 r.

26 lipca przewodnicy PTTK z Dobczyc zorganizowali wycieczkę rowerową „Doliną Karpia”. Trasa prowadziła  z Brzeźnicy  w stronę Wisły, następnie  wzdłuż wałów do gminy Spytkowice i groblami nad stawami do Palczowic. Dalej przez Grodzisko i Bachowice w kierunku na Marcyporębę i na metę do Brzeźnicy.

Jechaliśmy wśród licznych stawów i rozlewisk, które historycznie tworzą tu zagłębie hodowli karpia i należą do największych atrakcji szlaku. Po drodze podziwialiśmy  piękne krajobrazy i kilka architektonicznych ciekawostek: jak pochodzący z I połowy XVI w zamek w Spytkowicach, w którym znajduje się ekspozytura Krakowskiego Archiwum Państwowego, czy drewniany kościółek w Palczowicach.

Długość trasy rowerowej – około 50km.

W większości szlaku poruszaliśmy się po spokojnych drogach asfaltowych lub opuszczonych szutrach, często poprowadzonych zaraz przy stawach.

Znaczna część trasy była łatwa, biegnąca po płaskich terenach, ostatnie 10 km to teren bardziej pofałdowany z podjazdami  przez co zmusił nas do trochę większego wysiłku.

Polecamy  🙂 

Autor: Maria Topa

 

ROWEREM WOKÓŁ JEZIORA CZORSZTYŃSKIEGO

28.06.2020 r.

W dniu 28 czerwca 2020 r.  Klub Przewodników PTTK zorganizował wycieczkę rowerową.

Wyruszyliśmy autokarem z ulicy Podgórskiej o godz. 8,00  i udaliśmy się w stronę Pienin. W 2019 roku została tam otworzona nowa ścieżka rowerowa, która poprowadzona jest brzegami Jeziora Czorsztyńskiego. Uważana jest ona  za jedną z najpiękniejszych ścieżek rowerowych w Polsce.

 Po dotarciu na parking w Czorsztynie wyruszyliśmy rowerami w trasę, która prowadziła nas przez miejscowości: Kluszkowce, Dębno Podhalańskie,  Frydman, Falsztyn do Niedzicy, a następnie wzdłuż doliny Dunajca do Sromowiec Niżnych.

Podczas wycieczki zobaczyliśmy (z zewnątrz):

– zamek w Czorsztynie;

– kościół w Dębnie Podhalańskim, który wpisany jest na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO;

– zabudowę spiskiej wsi Frydman wraz z piwnicami podworskimi;

– rozległą panoramę widokową ze wsi Falsztyn na Gorce, Beskid Sądecki, Pieniny i Tatry;

– zamek wraz z zaporą i elektrownią wodną w Niedzicy;

– przystań flisacką w Sromowcach Niżnych Kątach.

Trasa liczyła ok. 45 km, była ładna widokowo i stosunkowo łatwa technicznie, aczkolwiek wystąpiły dwa większe podjazdy i zjazdy.

Śnieżnica  08.03.2020 r.

Wycieczka Klubowa rozpoczynająca sezon 2020 r. Obraliśmy kierunek na Śnieżnicę. Niezbyt daleko, niezbyt zimno, wędrowaliśmy z przyjemnością.  Pogoda  na „dole” prawie wiosenna, na górze zmienna, trochę mniej lub więcej śniegu. Wędrówka na szczyt i później do schroniska.  Był również czas na smaczną kiełbaskę z ogniska.

25 lutego 2020 roku minęła 22 rocznica śmierci profesora Henryka Leśniaka, nauczyciela, przewodnika, instruktora. Poznaliśmy Go w trakcie kursów przewodnickich, które prowadził w Dobczycach. Dzielił się z nami obszerną wiedzą i  otwartością serca. Organizował wycieczki, pokazywał piękne, często nieznane zakątki kraju. Po jego śmierci postanowiliśmy organizować w każdą rocznicę mszę św. za Jego duszę,  w innym miejscu i innym kościele. To taka kontynuacja naszych wspólnych wędrówek. Zawsze po mszy zwiedzamy świątynię i ciekawostki związane z danym miejscem. W tym roku 22 lutego byliśmy w Pawlikowicach. W Domu Dziecka „Moja Rodzina” prowadzonym przez Zgromadzenie Świętego Michała Archanioła. Dyrektor Domu ks. Przemysław Piątek odprawił w kaplicy mszę św.  Potem słuchaliśmy opowieści o historii Pawlikowic, o zgromadzeniu, o Domu Dziecka… 

Autor: Maria Topa

ECH BIESZCZADY !!!

12-13-14.10.2019 r.

Były cudne, słoneczne, kolorowe. Zakończenie sezonu przewodnickiego to trzy październikowe dni wśród uroczych miejsc i krajobrazów Bieszczad. Ponieważ w swojej pracy przewodnicy „narażeni są  na nieustanny dopływ informacji oraz stałą gotowość do odpowiedzi”, dlatego każdy z wyjazdów ma charakter edukacyjny. Tak było również i tym razem. Na początek Gorlice i Muzeum Regionalne PTTK im. Ignacego Łukasiewicza. Tu poznaliśmy dzieje Gorlic, historię przemysłu naftowego oraz bardzo ważny dla miasta i regionu okres I wojny światowej. Oglądaliśmy m. in. makietę terenu bitwy gorlickiej oraz liczne pamiątki związane z tym wydarzeniem.

Następnie mała wieś Uherce Mineralne, uważana za jedną z najstarszych wsi w Bieszczadach.   Przez wieki stanowiła dom dla różnych narodowości m.in.  Węgrów. To nim zawdzięcza swoją węgiersko brzmiącą nazwę. W XIX w. z polecenia władz Cesarstwa Austriackiego poprowadzono przez wieś trasę węgiersko- galicyjskiej linii kolejowej Przemyśl – Zagórz – Budapeszt i Wiedeń. Obecnie trasa ta tworzy największą w Polsce turystyczną wypożyczalnię drezyn rowerowych.

Obowiązkowo szlak cerkwi, m.in. cerkiew św. Michała Archanioła w Bystrem. Ta drewniana budowla skrywa ponad 100 lat historii i kultury bieszczadzkiej. O jej  przeszłości i działaniach ratowniczych opowiadał nam  jeden z mieszkańców zaangażowany w remont cerkwi. Zajrzeliśmy także na położony w pobliżu bojkowski cmentarz z XIX w.

Na wycieczce nie mogło zabraknąć trasy pieszej. Wybraliśmy Bukowe Berdo, z Mucznego.  Przejście granią Bukowego przez wielu uważane jest za najpiękniejsze w Bieszczadach. Pogoda dopisała, widoki były niesamowite.

Kolejne punkty programu to spacer po Polańczyku, który był miejscem naszego noclegu, Muzeum Kultury Bojków w Myczkowie. A na zakończenie rejs po Jeziorze Solińskim i wspaniała prelekcja kapitana statku.

Po fali niosła się melodia „Zielone wzgórza nad Soliną…..”  Ech Bieszczady 🙂

ŚNIEŻNICA  29 WRZESIEŃ 2019

Coroczne spotkanie dzieci i ich rodziców zawsze cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Można powiedzieć że „bilety wyprzedane” do końca.

Dzieci wraz z opiekunami zaopatrzone w plecaczki i pyszności wyruszyły najpierw autobusem z Brzączowic i Dobczyc, żeby spod „Baru pod cyckiem”

( nie wiem co dużą a co małą literą)ale wyruszyć – mało powiedziane – popędzić w kierunku Śnieżnicy. Szlak zielony dla każdego dostępny a na górze wiele atrakcji

Po dojściu na miejsce uczestnicy wzięli udział we Mszy Św. .uczestniczył w niej też mały kotek, ogromnie głodny i jeszcze przed mszą  po kaplicy przespacerowała się mała myszka…

Po Mszy św. na dzieci czekało wiele atrakcji : gry i zabawy zręcznościowe. Nawet rodzice mieli zajęcie. Na wszystkich uczestników czekało mnóstwo nagród…..

W międzyczasie przewodnicy grzali kiełbaskę i przygotowali coś niecoś na ząbek.

Kiedy ze strony Pawła Kwiecińskiego padło hasło : na szczyt… o dziwo wszyscy niemal poderwali się do marszu….szli dzielnie ci najmłodsi i rodzice. Na dole przy autokarze okazało się ,że szedł z nimi też mały kotek, który umęczony zasnął  na kolanach swoich małych opiekunów i jechał do nowego domku, ( wiem że ma się dobrze)…….

Złaz współfinansowany był przez Starostwo Powiatowe oraz Gminę i Miasto Dobczyce

 

 

                                                           Stanisława Majda- Gulgowska

                                                           (pilnująca termosu z herbatą)

DO ŹRÓDEŁ WISŁY 

9 czerwiec 2019 r.

Wycieczki tzw. górskie to ostatnio nasza specjalność. Jako że nasz Klub Przewodników  zasilili koledzy, którzy mają dużo pasji i doświadczenia w tego typu wędrówkach , więc takie wycieczki to teraz rzeczywiście niejako nowe wyzwanie.

Zaproponowali Źródła Wisły: Najdłuższa rzeka Polski (trochę ponad tysiąc kilometrów), jej dorzecze stanowi 2/3 powierzchni kraju….Wisła. Kojarzy nam się z szeroką rzeką, którą wielokrotnie przekraczaliśmy podczas naszych podróży po Polsce. Nie może jednak tak być wszędzie!!! Gdzieś Wisła musi być radosnym, górskim potokiem. Gdzie są źródła tej rzeki?

Niektórzy dojeżdżają do Wisły i trochę na bliższe spacerują  od tej strony.

Ale nasi piechurzy ambitnie zaczęli od Przełęczy Salmopolskiej przez Malinów i Malinową Skałę, Zielony Kopiec i Magurkę Wiślaną dotarli  na Baranią Górę (1220 m n.p.m.). Widoki – a jakże, były…

Trzeba było się posilić ale to dopiero na Polanie Przysłop w schronisku..

No i gdzie te źródła..?

„Muszę Wam przyznać, że oczekiwaliśmy jakiegoś miejsca skąd będzie powoli sączyła się woda i dużej tablicy „źródło Wisły”. Nic takiego nie znaleźliśmy. Dlaczego? Gdyż Wisła w sumie nie ma źródła. Liczne strumyki i potoki na Baraniej Górze łączą się w Białą i Czarną Wisełkę, które wpadają do jeziora Czarne. Z jeziora wypływa Wisełka, która po połączeniu się z Malinką staje się już pełnoprawną Wisłą.”

A no …i wszystko jasne. Doliną Czarnej Wisełki zeszliśmy do Wisły Czarne i jeszcze po drodze parę ciekawostek było…

Czas przejścia to ponad 5 godzin i trochę odpoczynku. Suma przewyższeń 620m, a długość szlaku w granicach 18 km.

26 pkt do Górskiej Odznaki Turystycznej

Jeszcze nie raz podczas naszych wypraw będziemy obserwować Wisłę – ostatnią nieuregulowaną rzekę Europy. Teraz wiemy już jak się ma sprawa z jej źródłem. No i aż prosi się pojechać zobaczyć miejsce, gdzie Wisła wpada do Bałtyku!!!

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska                      

 Muzeum Chleba w Radzionkowie i ogrody Kapiasa w Goczałkowicach Zdroju 29.05.2019 r. 

Mam nadzieję, że to nie złośliwie, ale najfajniejsze wycieczki to moi koledzy planują zawsze wtedy , kiedy mnie nie ma, kiedy też jestem na wyjazdach, ale innego rodzaju. Oczywiście żartowałam ,bo plan wycieczki zaplanowany przez Grażynę i Pawła był kapitalny i chyba kiedyś tam dotrę.

Ogólnie to wycieczka była pod hasłem „Śląsk”, ale dociekliwi mogli wyczytać ,że będzie w programie zwiedzanie Muzeum Chleba w Radzionkowie, i było.

Muzeum znajduje się na Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego i jest pierwszym w Polsce muzeum o takiej tematyce.

„Korzyściami, jakie Szlak Zabytków Techniki oferuje odwiedzającym są emocje i doświadczenia. To one odgrywają kluczową rolę podczas zwiedzania obiektów na Szlaku. Poprzez bezpośredni kontakt z nadal działającymi maszynami i urządzeniami można niemal „dotknąć historii”. Specyfika kontaktu turysty z „żywymi” eksponatami wychodzi ponad standardowe zwiedzanie w oparciu o prezentację eksponatów w muzealnych gablotach. Na Szlaku Zabytków Techniki emocje determinowane są poprzez zmysły. Podczas wizyty w industrialnych obiektach można usłyszeć szum silników, stukot maszyn, poczuć zapach drewna, chłód podziemi, dotknąć metalu, etc. W efekcie zwiedzający może nie tylko poznać industrialne dziedzictwo regionu, ale i dotknąć, odczuć czy zasmakować tego co składa się na jego niepowtarzalną tradycję. Dzięki tym wyjątkowym doznaniom można samemu przekonać się, że zabytki techniki to miejsca, gdzie w interesujący sposób spędza się czas.”

No i było..co niektórzy mówili że w Radzionkowie wypiekali chleb…Twórcę Muzeum Chleba Piotra Mankiewicza zaliczyć należy do pasjonatów kolekcjonerstwa najwyższego szczebla. Jak zawsze wszystko zaczęło się od niewinnego „zbieractwa” i kupowaniu eksponatów na targach starości, ale gdy zbiory zaczęły zajmować coraz większą przestrzeń przyszła myśl o stworzeniu muzeum.
Z tej to przyczyny Muzeum znalazło swoje miejsce w Radzionkowie. Poprzez zbudowanie części muzeum od podstaw i zaadaptowaniu istniejących hal magazynowych Piotr Mankiewicz dopiął swego.
W dniu 26.04.2000r. nastąpiło uroczyste otwarcie i poświęcenie Muzeum

A kiedy już pojedli to pojechali do ogrodów Kapiasa do Goczałkowic i oglądali ogrody :japoński, angielski, francuski i śródziemnomorski. Niektórzy zachwycali się kaktusami, fontannami….  Cóż, z zazdrości tylko wzdycham, ale Ci co byli to się naoglądali……

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

WYCIECZKA ROWEROWA DOLINĄ DUNAJCA

12 maja 2019 niestrudzony nasz kolega Jacek – pełen super pomysłów znowu wymyślił trasę rowerową.

Ci , co już byli z Jackiem na takiej eskapadzie wiedzą że trasa jest zaprojektowana dla „zwykłych ludzi” z dziećmi nawet, że trasa ciekawa i są przewidziane odpoczynki a i dla oka wiele do zobaczenia.

Trasa rowerowa miała prowadzić z Ostrowa przez Biskupice Radłowskie, pasiekę Otwinowską, Otwinów aż do Zalipia.

 Jacek planował około 30 km rowerową trasę ,ale nie było poganiania i każdy mógł w miarę swoich sił realizować swoje tempo.

Trasa była łatwa, prowadziła Doliną Dunajca, brak większych podjazdów i pokazywała najbardziej atrakcyjne tereny Doliny Dunajca. Można było poruszać się po wałach przeciwpowodziowych Dunajca, pozbawiona była ruchu samochodowego, co zapewniało bezpieczeństwo i rekreację w czystym środowisku.

Wycieczka ta dzięki dodatkowi w postaci przyczepki na rowery do autokaru, mogła być tak różnorodna i pełna atrakcji…wszak rowerem trasą VELODUNAJEC nie każdy może pośmigać.

Byliśmy w Zabawie, gdzie znajduje się sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny. Chwila dla zadumy nad wartościami ważnymi dla każdego człowieka.

Wielką atrakcją była przeprawa przez Dunajec promem do Otwinowa.

No i Jacek zaplanował też pobyt w Zalipiu, kto nie był niech żałuje, a kto był na pewno tam wróci – do tej „wsi malowanej kolorami kwiatów.”

Regulamin wycieczki- specyficzny dla wypraw rowerowych – był dla każdego uczestnika czytelny, bo to zapewniało bezpieczeństwo na trasie….

                        Żałuję, że nie byłam….oj bardzo 

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

MSZA ZA PROFESORA I PRZEWODNIKÓW

W  KLASZTORZE  KARMELITÓW NA PIASKU

W KRAKOWIE  16 MARZEC 2019

Co roku  spotykamy się na mszy św. w intencji naszego „mentora”, Profesora Henryka Leśniaka.  Ta lista naszych Przewodników którzy odeszli  na niebiańskie szlaki” niestety wydłuża się. Nie ma wśród nas Profesora, nie ma Stasi Walków, nie ma Gwalberta Kozubka, nie ma  Braci Kowalskich….. Ta msza jest takich hołdem dla Ich pracy i zaangażowania na rzecz Przewodnictwa, ukazywania piękna naszego regionu i naszego miasta Dobczyc.

          W tym roku 5.30 – sobota – pobudka, choć wiem że niektórzy to ho, już dawno nie spali. Dojazd do Krakowa był szybki bo i msza była o 7.30. Kraków jeszcze uśpiony..

Kościół oo. Karmelitów na Piasku:

„Jeden z ulubionych przez mieszkańców Krakowa kościołów, rozsławiony przez popularne legendy. Posługujący w tym miejscu karmelici trzewiczkowi opiekują się dwoma cudownymi obrazami Matki Boskiej – Szkaplerznej oraz Piaskowej, zwanej też„Panią Krakowa”. Jej wizerunek został namalowany wprost na ścianie kościoła przez anonimowego zakonnika pod koniec XV wieku. Według legendy w trakcie prac nad obrazem autora przydzielono nagle do innych zadań. Przerwał więc pracę, a kiedy do niej powrócił, okazało się, że obraz jest już gotowy.

Według tradycji pierwszy kościół w tym miejscu ufundował w XI wieku książę Władysław Herman w podzięce za cudowne wyzdrowienie. Podobno Matka Boska ukazała mu się we śnie, polecając jego uwadze miejsce poza bramami Krakowa, gdzie „na piasku rosną fiołki”. Okłady z piasku uleczyły chorego władcę, który nakazał budowę wotywnej świątyni. „

         Jak wiadomo – Kraków legendami stoi…

Miło zobaczyć przewodników wspólnie się modlących :

  • „Gorliwa nauczycielko ” – prosimy Boga za Twoim wstawiennictwem w intencji naszych Przewodników :Ś.P.  Henryka, Stanisławę i  Gwalberta , aby na „Niebiańskich szlakach” cieszyli się spotkaniem z Twoim Matko Synem. Nasza pamięć o Nich to szacunek i wdzięczność  .                  Ciebie prosimy !
  • „Matko Dobrej Rady”– prosimy Cię o opiekę nad Przewodnikami i tymi ,którzy swoją pasją i wiedzą przybliżają piękno tego co nas otacza. Ciebie prosimy !
  • „Ukoronowana Matko Boża” – Polecamy Ci  wszystkich tutaj zebranych, niech otwierają się na Twoją Miłość i przemieniają swoje serce dzięki Twojej łasce.  Ciebie prosimy!

16 marzec 2019.

Po mszy w swoje ręce „ wziął nas „  Pan Szymon Sułecki  opiekun, archiwista i przecież też bibliotekarz bo jak inaczej skoro dotyka takich skarbów znajdujących się w bibliotece. Pan Szymon, całkowicie oddany skarbom karmelitańskim, wie o nich wszystko i pięknie o tym opowiada.

         Zza ochronnej szyby naszym oczom okazał się GRADUAŁ KARMELITAŃSKI  z 1644 roku. Twórcą był o.Stanisław, egzorcysta, który przez wiele dni i nocy tworzył to dzieło i ozdabiał.  Powstał największy – jak pisze Pan Szymon – polski iluminowany kodeks z epoki baroku. Posiada około 180 miniatur malarskich – oczywiści wykonanych ręcznie. Cudo.

         Takich perełek jest jeszcze wiele, wiele rękopisów i innych  ksiąg.

Przebiegamy na ul. Karmelickiej koło tego kościoła – wejdźmy, sama świątynia  to czysty przepiękny barok.

Ale na zewnątrz kolejna legenda :

„ Rzeczywista fundacja wiąże się z osobami monarchów św. Jadwigi i Władysława Jagiełły, którzy zlecili budowę świątyni pod koniec XIV wieku. Jadwigę łączy z kościołem kolejna legenda i ciekawostka, którą można oglądać do dziś. Jest nią wmurowany na zewnątrz od strony ulicy Garbarskiej kamień z odciśniętym wizerunkiem stopy. Według popularnej opowieści władczyni odwiedziła pewnego dnia plac budowy i dostrzegła smutek na twarzy jednego z budowniczych. Zapytany o przyczynę zmartwienia, kamieniarz opowiedział fundatorce o ciężkiej chorobie żony i braku pieniędzy na leczenie. Wzruszona królowa postawiła stopę na kamiennym bloku i odpięła złotą klamrę z bucika, aby oddać ją biednemu robotnikowi. Po odejściu Jadwigi budowniczy ujrzał odcisk stopy w kamieniu. Na pamiątkę tego zdarzenia postanowił wmurować go w ścianę kościoła, by świadczył o dobroci fundatorki”

Koniecznie zatrzymajcie się na chwilę….

                            W imieniu Klubu Przewodników  w Dobczycach zapraszam                                      Stanisława Majda-Gulgowska

7 KWIECIEŃ 2019  LUBOŃ WIELKI

            Luboń Wielki – z daleka , kiedy spojrzeć na niego z rejonu „zakopianki” nie jest wysoka – 1022 m, ale tylko kiedy się na nią spoziera, ale kiedy trzeba na nią podreptać czasem daje do wiwatu, szczególnie kiedy upał – już raz to przerabialiśmy.. ale co tam, dla naszych dzielnych wędrowników – nic to.

Rano 7 kwietnia 2019 roku było pochmurno, wisiał nad nami wczorajszy dzień. Mimo to autobus był pełny i chętnych na górską przygodę nie brakowało.

Tym razem naszym celem był Luboń w Beskidzie Wyspowym. Pieszą trasę zaczęliśmy od „zakopianki_ – z Naprawy Górnej. Polecam ten szlak, ponieważ jest łagodny i można go traktować jako spacerowy. Prowadzi przez las z rozległymi połaciami otwartego terenu .Delektowaliśmy się śpiewem ptaków i spoglądaliśmy czy gdzieś nie ujrzymy kwitnących krokusów. A jakże jeszcze chowały się pod delikatnym śniegiem. W trakcie wędrówki aura łaskawie się do nas uśmiechnęła i zaczęło za chmur świecić słońce – po prostu zasłużyliśmy sobie na ten uśmiech słońca.  W efekcie Luboń powitał nas w pełnym słońcu z rozległymi widokami.

 Widać było: Mogielicę, Ćwilin, Śnieżnicę, Lubogoszcz.  W dali Grodzisko, Szczebel, Lubomir i Łysina. Tradycyjnie pod schroniskiem rozpaliliśmy ognisko i każdy na patyku smażył co chciał i co tam miał… Zapewniam, że nigdzie tak kiełbasa nie smakuje jak wtedy gdy się ją je w górach, w wesołym towarzystwie. Biesiadowanie upłynęło w miłej atmosferze.

Na dół schodziliśmy zielonym szlakiem do Rabki  Zaryte. Latały ożywione ciepłem motyle, kwitły podbiały, kaczeńce, łopiany – niestety na naszej trasie nie zobaczyliśmy krokusów, a zapewniam że już są. W takim razie trzeba znów się spotkać na szlaku aby nacieszyć oczy widokiem filetowych łąk.

Na Luboniu wprawdzie jest schronisko, ale  zapach kiełbaski z ogniska jest bezcenny….

Co potwierdza pisząca

Ewa Tkaczyk

SZLAKIEM ZAMKÓW JURAJSKICH

16 WRZESIEŃ  2018

W niedzielny poranek pękający w szwach (dosłownie) autobus prowadzony przez Przyjaciela Przewodników – a właściwie „półprzewodnika” Pana Mariana, przejechał przez Brzączowice i Myślenice – zbierając zaspanych turystów.

Kiedy już wszyscy znaleźli swoje miejsce, niektórzy nawet z poświęceniem na podłodze, to popędziliśmy w kierunku Krakowa a dalej przez Olkusz na Jurę.. a właściwie w poszukiwaniu zamków jurajskich. ,jakby nie było to Park Krajobrazowy Orlich Gniazd nazwany.

            Park Krajobrazowy Orlich Gniazd położony jest na terenie dwóch województw: śląskiego i małopolskiego. Park powstał w 1981 roku, a nazwę swą zawdzięcza znajdującym się na jego terenie średniowiecznym zamkom. Ich usytuowanie na niedostępnych, wapiennych wzgórzach porównywane jest do orlich gniazd..

            Ale zanim zamki to po drodze przejechaliśmy przez miejscowość Klucze, gdzie w Urzędzie Gminy znajduje się Centrum –nazwałabym –odradzania się i odchwaszczania Pustyni Błędowskiej. Tu też znajduje się tzw .Róża Wiatrów –miejsce z tarasem widokowym i inszymi atrakcjami do oglądania Pustyni Błędowskiej. My natomiast pojechaliśmy do Chechła – bo czas naglił, a tam na Pustynię bliziutko, bo dwa metry od parkingu…Wypadliśmy w piaskową przestrzeń z aparatami i zastygliśmy w podziwie : w Polsce taka super atrakcja, co doceniło wojsko zagarniając dla siebie na ćwiczenia niemal połowę obszaru pustyni. Zjawiska „fatamorgana”na tej pustyni się zdarzają, bo oto naszym oczom ukazała się …karawana wielbładów… wszyscy ją dostrzegli…aby za parę minut zobaczyć kawalkadę jeźdźców na koniach.. co to znaczy wyobraźnia..

            I Kaziu – nasz Przewodnik, który wszystko wiedział co widać dookoła zarządził odjazd w kierunku Mirowa, nawet okiem nie mrugnął, że w lasach otaczających Pustynię Błędowską wytwarzany był napój alkoholowy produkowany domowym sposobem od wielu pokoleń a nazwany CZAR PUSTYNI. Napój ten wpisany jest na listę produktów tradycyjnych. Dobrze że nie wspomniał, bo nikt by się stamtąd bez spróbowania nie ruszył……no

            Atrakcji ciąg dalszy. Zamek w Mirowie: „ przed powstaniem XIV-wiecznego zamku istniał na tym miejscu drewniany gródek, który miał zabezpieczać granice kraju przed najazdami Czechów. Kazimierzowska budowla w krótkim czasie została rozbudowana do rozmiarów dużej warowni. Zamek kilkakrotnie przechodził z rąk do rąk. Początkowo należał do koziegłowskich Lisów, później, od XV wieku, do Myszkowskich. W ich czasach nastąpiły znaczne zmiany wyglądu budowli, która zyskała dwie dodatkowe kondygnacje oraz znacznie wyższą niż dotychczas wieżę. W 1587 zamek zdobyty został przez arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, pretendenta do tronu polskiego. Od tego czasu rozpoczął się proces stopniowego podupadania warowni. W wieku XVII po Myszkowskich byli tutaj panami przedstawiciele kolejnych rodów: Korycińskich i Męcińskich. Po zniszczeniach w czasie potopu szwedzkiego zamek coraz bardziej popadał w ruinę, aż w końcu XVIII wieku został opuszczony. Ruiny były systematycznie rozbierane przez mieszkańców okolicznych wsi, którym kamień posłużył do budowy domów. Co ciekawe, w czasach komunizmu niszczejące ruiny zamku nie zostały formalnie przejęte przez państwo. Coraz gorszy stan obiektu, stwarzającego zagrożenie dla zwiedzających, spowodował, że w ostatnich latach ogrodzono go. Równocześnie rodzina Laseckich, obecnych właścicieli, podjęła się prac nad zabezpieczeniem ruin. Docelowo warownia ma być udostępniona dla turystów. W zrekonstruowanych pomieszczeniach znajdzie się między innymi muzeum”. 

        Szlakiem Orlich Gniazd pomiędzy wapiennymi cudnej urody ostańcami wędrujemy do zamku w Bobolicach. Ale to jest już zamczysko. Ja oniemiałam z wrażenia bo widziałam ruiny 25 lat temu, a to co zobaczyłam to kawał zamczyska. Ludzi co niemiara, bo fama poszła, że tu kręcono

 „Koronę Królów ”więc jak nie wypić kawy w karczmie pod zamkiem, oj długie czekanie…Zamek można zwiedzać.. No i ta legenda związana z zamkiem w Mirowie i Bobolicach rozpala wyobraźnię, ale to doczytajcie sami, jest pięknie

opisana..

        Posileni różnymi napojami podjechaliśmy pod Górę Zborów, lekka przechadzka z pięknymi widokami.

        Znowu dalej, tym razem zaczynamy jechać w stronę Krakowa, do Pilicy Najpierw w ryneczku pyszne lody, lizaliśmy z błogim zadowoleniem…

No a potem spacer do Zamku w Pilicy (zwany również pałacem śląskim.) „Otoczony fortyfikacjami bastionowymi zamek składa się z 4 skrzydeł otaczających wewnętrzny dziedziniec.

Pierwotnie w miejscu pałacu znajdowała się obronna siedziba rodu Toporczyków, którzy od nazwy miejscowości zaczęli się nazywać Pileckimi. Od nich Pilicę kupili w 1569 r. Padniewscy herbu Nowina. Około 1610 r. kasztelan oświęcimski Wojciech Padniewski wzniósł w miejscu rezydencji Pileckich nową późnorenesansową rezydencję w stylu włoskim i przeniósł się do niej z nieodległego zamku w Smoleniu. Po wygaśnięciu rodu Padniewskich kolejnym właścicielem był Jerzy Zbaraski, który dokończył budowę…itd., kolejne rody i bogata historia , niekiedy tragiczna” Od końca 1942 do wiosny 1944 r. na zamku stacjonował pluton zmotoryzowanej żandarmerii – Gandarmerie Mot-Zug 63 pod dowództwem lejtnanta von Kreske. Pluton ten pod murami zamku rozstrzelał ok. 80 Polaków i ok. 70 Żydów

W 1945 r. odebrano majątek Arkuszewskim, a pałac przeznaczono na dom dziecka dla dziewcząt, a w latach 80. XX w. zakładu poprawczego dla młodzieży. W latach 1960-1962 konserwowano częściowo pałacowe wnętrza. W maju 1989 r. zespół pałacowy od Skarbu Państwa kupiła Barbara Piasecka Johnson, która planowała przeznaczyć go na swoją rezydencję z udostępnioną zwiedzającym galerią malarstwa, jednak po rocznym remoncie prac zaprzestano, ponieważ roszczenia do zamku zgłosili potomkowie Kazimierza Arkuszewskiego. W 1994 r. Sąd Okręgowy w Katowicach uznał, że akt notarialny sprzedaży jest nieważny, ponieważ na sprzedaż nie wyraził zgody Minister Kultury. Postępowanie odwoławcze w tej sprawie nie zakończyło się aż do śmierci Piaseckiej Johnson w kwietniu 2013 r.” Piękny niegdyś 10 ha park jest trochę zaniedbany. Zamek potrzebuje ogromnych pieniędzy, ale odrestaurowany byłby perełką…

     Znowu czas nas goni, słońce zachodzi a do domu daleko…

Ale Kaziu obiecał, że jeszcze tam wrócimy, zamków ci jest dostatek..

Byłam, lody jadłam w Pilicy i zbierałam kasztany M-G. St

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

Od kilku już lat wycieczkę na rozpoczęcie sezonu turystycznego Klub Przewodników im. Władysława Kowalskiego organizuje wcześniej, bo 3 maja uroczystości są na wzgórzu zamkowym i organizatorzy musieli by się rozklonować, żeby wszystkiemu podołać.

Dawno już na Starych Wierchach nie byliśmy, a pogoda tylko na nas czekała, szliśmy wabieni ciszą i nadzieją na zobaczenie krokusów. Krokusy – a juści – były, ale tłumy wyruszyły wesołych turystów na poszukiwanie. Super, że ludzie wstają sprzed telewizora i chcą pobyć na szlaku.

Spotykamy tłumy na szlaku, ale to nic.

Wychodzimy z Rdzawki, trochę błota, ale nikomu to nie przeszkadza.

Paweł sunie do przodu, a tyły zamyka Kaziu ze swoją dzielną i wspomagająca swoje „nadwątlone wczoraj siły„ drużyną. Jest wesoło..

W takim duchu dochodzimy do schroniska na Starych Wierchach. Jest tak przyjemnie, że niektórzy nawet się opalają. Coś niecoś podjadamy ze specjałów kuchni, a wybór jest duży i smacznie gotują. Pan góral kusi oscypkami, każdy kupuje po kilka.

Ponieważ pogoda jest wspaniała, Paweł kieruje się w kierunku Rabki. Przepiękne widoki, spokojny spacer doprowadził nas do kolejnego schroniska na Maciejowej. Tu już mnóstwo ludzi i psów, bo z Rabki jest blisko i chętnych nie brakuje.

Dochodzimy do Rabki i naszym oczom ukazuje się mnóstwo domów, chyba kiedyś wczasowych, teraz w bardzo kiepskim stanie, pustostany, zaniedbane ogrody, powybijane szyby. Tego wrażenia nie zaciera nawet pięknie urządzony park, tężnia…

Czekamy na resztę grupy, która gdzieś się zawieruszyła… Ale bez obaw, nikt się nie zgubił i wesoły autobus wyrusza w dalsza drogę – do domu.

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

Od północy w dniu wyjazdu spałam na jedno oko, wyglądając co to z tą pogodą się dzieje… A najzwyczajniej w świecie nas olała i to dosłownie. Co jednak nas nie zraziło i niemal cały autokar najwytrwalszych turystów wybrał się na wycieczkę na wschodnio-południowe „ rubieże Małopolski”. Wierzyliśmy, że TAAAAAM to pogoda będzie… i była tylko deszczowa. Tam, to znaczy na Pogórzu Ciężkowickim podjechaliśmy na parking pod wzgórzem na którym stoi Bazylika pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Tuchowie lub Sanktuarium Matki Bożej Tuchowskiej.

”Sanktuarium Matki Bożej Tuchowskiej to jedno z najstarszych i najliczniej odwiedzanych sanktuariów w południowo-wschodniej Polsce. Szczególnym kultem cieszy się tam obraz przedstawiający Matkę Bożą z Dzieciątkiem, namalowany pomiędzy 1530 a 1540 rokiem w warsztacie tzw. Mistrza Ołtarza z Bodzentyna.

Matka Boża Tuchowska trzyma w prawej ręce różę, symbolizującą czystość. Przez ten atrybut łączy się z tradycją różańcową. Wszak słowo różaniec pochodzi właśnie od róży. Odmawianie różańca porównywano do ofiarowania Matce Bożej róż.

Pierwsze wzmianki o łaskach wyproszonych za wstawiennictwem Matki Bożej Tuchowskiej pochodzą z 1597 r. Wieści o cudach szybko się rozeszły. Pielgrzymi przyjeżdżali nie tylko z południowej Polski, ale także ze Słowacji, Węgier, Litwy i Rusi. Ruch pielgrzymkowy, silny już w XVII wieku, wzmógł się po uroczystej koronacji obrazu koronami papieskimi 2 października 1904 roku. Koronacji dokonał ówczesny ordynariusz tarnowski, bp Leon Wałęga.

Obraz znajduje się obecnie w barokowym kościele, konsekrowanym 8 września 1687 roku pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Stanisława, biskupa i męczennika. Znajdują się w nim cenne barokowe dzieła powstałe w warsztacie renomowanego krakowskiego artysty Antoniego Frączkiewicza: ołtarz główny z 1741 r. i ambona z 1726 r. Warto również zwrócić uwagę na późnobarokowe ołtarze boczne Serca Jezusowego i św. Józefa. Barokowy jest także ołtarz w kaplicy św. Krzyża.

Od 1893 r. w Tuchowie pracują księża redemptoryści. Rozbudowali oni sanktuarium i utworzyli trzy muzea: sanktuaryjne (gromadzące pamiątki związane z kultem maryjnym w Tuchowie), etnograficzne (można w nim podziwiać przedmioty codziennego użytku z okolicy), a także misyjne (redemptoryści wracający z misji złożyli w nim wiele interesujących przedmiotów i dzieł sztuki ludowej z Argentyny, Brazylii, Boliwii i Burkina Faso). Dodatkową atrakcją, zwłaszcza dla dzieci, jest ruchoma szopka, zbudowana przez o. Kazimierza Zymułę w 1973 r. „

Zacytowałam trochę więcej, żeby zachęcić do odwiedzenia Tuchowa, zejścia do podziemi i zobaczenia tej pięknej i kolorowej szopki jak również muzeum misyjnego. I w tym właśnie miejscu ze zwykłego, uśmiechniętego przewodnika kolegi Piotra Firleja „przeistoczył się” On wszakże w „przewodnicką bestię”.

Nic piękniejszego nie mogło nam się przytrafić, jak właśnie Piotr , który całkowicie zawładnął naszymi zmysłami i wyobraźnią. To był Imć Wysokość… no bo napisał piękny przewodnik p.t : Jej Wysokość Brzanka. Wodził nas onże Piotr najpierw do Muzeum Przyrodniczego im. Krystyny i Włodzimierza Tomków w Ciężkowicach. Muzeum zorganizowane nowocześnie, z niezwykłą pasją po nim oprowadzał nas tamtejszy przewodnik. A my słuchaliśmy – jak dzieci – z rozdziawionymi gębami.

Słuchaliśmy, bo wiedzieliśmy, że w którymś momencie wycieczki Piotr będzie nas próbował zagiąć, ale nasi wycieczkowicze czuwali i na wszystkie pytania odpowiadali perfekcyjnie.

Prawdziwą atrakcją był spacer w lekkim deszczu po Skamieniałym Mieście, a właściwie szlakiem legend kamiennych. Piotr wyczarowywał z zanadrza różne stworki, a to lisek, a to Nietoperki, a to cukierki z „przesłaniem”, a to nawet ichniejsze piwo) przy tym cudownie przemycając najfajniejsze przygody, legendy i opowiadania o czarownicach w Skamieniałym Mieście, aż się chce tam wrócić.

Cały czas wisiał nad nami spacer w deszczu na osławioną Brzankę (534 m n.p.m.) Bez sensu jednak było człapać w deszczu, bez widoków i w mgle.

Ale Piotr nie byłby Piotrem, gdyby tej Brzanki nam nie pokazał. Podjechaliśmy na polanę, a potem spacerkiem krótkim doszliśmy do schroniska. Schronisko stare, ale paru turystów tam siedziało i wybierali się dalej. Piotr przepytał nas z panoramki a potem poszliśmy zobaczyć te panoramę z wieży widokowej…

Co najważniejsze, nikt nie narzekał ( przynajmniej na głos), a w drodze powrotnej już nam było ciepło, o co zadbali turyści z tylnego salonu…

Acha, jeszcze był obiad z konkursem, który rozpalił wyobraźnię…

Ja też tam byłam i ciasteczko zjadłam…

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

XX – LECIE PRZEWODNIKÓW W BAŃSKIEJ STIAVNICY

3 – 4 PAŹDZIERNK 2015

My, Przewodnicy z Klubu Przewodników i nasi Przyjaciele, cały rok organizujemy różne imprezy i prowadzimy wycieczki w znane i nieznane regiony kraju, a nawet za granicę.

Dwadzieścia lat temu zdawaliśmy egzaminy przewodnickie, jedni nieco wcześniej, inni dużo wcześniej – ale wieku nie wypominamy, chociaż przy zakupie biletów wstępu coraz więcej podnosi rękę o bilet ulgowy… Takie czasy.

Bolejemy nad tym, że młodzież nie garnie się do tego „zawodu”, który daje dużo satysfakcji z wielu powodów: kosztów (niezależnych od nas) i dosyć ciężkich egzaminów – też od nas niezależnych. Chcieliśmy uczcić ten jubileusz aktywnie, o co zadbał Paweł i Grażynka. Nie było mowy o leniuchowaniu i siedzeniu przy kawie. Niektórzy w czasie wolnym zdążyli wypić kawę, zjeść pizzę, poupawać się urokiem zabytków Bańskiej, ale niektórym zachciało się „diwadla” i w tym samym czasie zdążyli przeczytać jadłospis, a jak przyniesiono im już posiłek to bez sztućców…ha.

Bańska – położona na zachód od Zvolenia, urocze miasteczko, trochę już senne, ale dla nas lepiej, bo nie było tłoku, ale bardzo piękne. Złaziliśmy miasto od wschodu do zachodu i z dołu do góry, bo miasto położone jest na wzgórzach i kupno chleba to już górska wyprawa mieszkańców, może dlatego tak nam się spodobało. Jak to Paweł powiedział: Miasto, gdzie krowy jedzą trawę na dachu.

Bańska została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. To górnicza miejscowość, która podupadła i nie potrafiła się podźwignąć. Symbolem miasta jest SALAMANDRA, która według legendy miała przypadkowo pomóc w odkryciu złóż srebra. Największy górniczy boom przypadł na XVIII wiek, kiedy to wydobywano tu 24 tys. kg. srebra i 600 kg złota. W 1762 roku założono w mieście pierwsza na świecie politechnikę, na której uczono chemii, fizyki i mineralogii. Dwóch absolwentów tej uczelni robiło odwierty w Swoszowicach. To dzięki nim obecnie pławię się w siarczanych kąpielach, które są cudne dla zdrowotności.

Tu, w Bańskiej rodziło się prawo górnicze (górnictwa kruszców). Nie można było „za długi górników” licytować ich narzędzi pracy.

Idąc pod górkę doszliśmy do centrum starego miasta, gdzie stoi okazały ratusz , a obok piękna kamienna rzeźba z XVIII w. ukazująca Marię w otoczeniu aniołów. Idąc dalej dochodzimy do następnego placu , gdzie stoi barokowe cacko – potężny słup wotywny, upamiętniający ustąpienie zarazy morowej w 1711 roku. 

Już po chwili znaleźliśmy się w Muzeum Górnictwa, gdzie mieliśmy namiastkę chodnika górniczego. Potem stary zamek ( początki warowni to XIII w.) z zewnątrz, nowy zamek z XVI wieku, który służył za wieżę obserwacyjną i rzeczywiście, kiedy wyszliśmy na ostatni poziom to panorama przyprawia o zawrót głowy. Tu możemy sporo się dowiedzieć o wojnach z Turkami, tak, właśnie tu doszli.

Stąd tez przepiękny widok na Kalwarię Bańskoszczawnicką. Coś na wzór naszej Kalwarii Zebrzydowskiej, tylko w minimum wymiarze, ale żeby dojść do Górnego Kościoła trzeba się sporo napocić…

Żeby nam jeszcze dołożyć wrażeń to wdrapaliśmy się do ogrodu botanicznego, żeby podziwiać kilkusetletnie sekwoje – przecudny widok..

Kiedy już miało się ku zachodowi, nareszcie uroczy, niewielki hotelik „Na Kopci”- przy stadionie. Tam , przy dźwiękach akordeonowych wspominaliśmy fajne czasy początków naszego przewodnictwa. Mieliśmy co jeść i pić, wszak plecaki przewodników i naszych przyjaciół zawsze są nieodgadnione. Nawet co niektórzy śpiewali po węgiersku.

Każdy spał, ile chciał a o 9.20 rano, następnego dnia zawiózł nas Paweł do SKANSENU GÓRNICZEGO, kazano nam się ubrać w jakieś peleryny, chełmy, latarki i włóczyliśmy się po wąziutkich korytarzach sztolni Bartłomieja z XVI – XVII w. Cud, że wszyscy wyszliśmy żywi i cali z tej kopalni. Pisząca, wyniosła z kopalni pół kilo srebra i za nic nie chcę się z tym kruszcem rozstać..

Były jeszcze „tajchy” czyli jeziorka, których woda napędzała urządzenia w kopalni.

Kiedy już mieliśmy trochę kilometrów w butach, ostatni element w tym dniu to herbaciana „klopaczka” , czyli miejsce, gdzie podaja pyszną herbatę w cudnych wnętrzach, ale dawniej stąd rozlegały się uderzenia drewnianego młotka, które o 5 budziły górników do pracy. Górnicy przeżywali nie więcej niż 25 lat – praca w kopalni była ogromnie ciężka, a poza tym miesiącami nie widzieli słoneczka…

Warto było to wszystko zobaczyć, chociaż droga dosyć daleka

Byłam, jadłam, piłam pyszne winko i śpiewałam ze wszystkimi 

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

W dniu 14.06.2015 brałem udział wycieczce na Wielki Chocz, zorganizowanej przez Dobczycki Oddział PTTK.

Wielki Chocz (1611 m.n.p.m.) to góra na Słowacji w paśmie Gór Choczańskich. Ze szczytu możemy podziwiać Tatry, Tatry Niżne oraz Wielka i Małą Fatrę. Na szczyt prowadzi kilka szlaków, a wysokość do pokonania to około 1100 m podejścia.

W naszym przypadku podejście z Jasieniowej (Jasenova) czerwonym szlakiem około 1070 m podejścia, powrót również czerwonym szlakiem do Łączek (Lucky) około 1000 m w dół. Pogoda jak widać dopisała, a droga od początku do końca szlaku zajęła około 6,5 godziny.

Wycieczkę prowadził sam Prezes Klubu Przewodników Oddział Dobczyce – Kazimierz Gierlach.

Polecam ze względu na piękne panoramy, oraz super piwo Kozel za 1 EUR, po udanej wycieczce zakupione w restauracji smakuje wspaniale 🙂

Autor: Marek Kaczor

Paweł Kwieciński jest specjalistą od Świętokrzyskich osobliwości, zna tam już wszystkie dróżki (moją rodzinną wieś też – St. Malara) i wie, czym nas zainteresować, szkoda, że zainteresowanych było trochę mało, jak na możliwości autokaru.

Wracamy do „Szkielecczyzny”, jak to żartobliwie niektórzy określili. Droga przez Bochnię (tam ciekawy obiekt mieszkalny, udekorowany pisuarami, tak, tak, to nie pomyłka), dalej przez Uście Solne – gdzie nasza Raba ucieka do Wisły, przez Solec Zdrój – ten uzdrowiskowy, gdzie najjjjjlepsza ponoć siarka do leczenia. Maleńka miejscowość, ale z uroczym parkiem. No i dotarliśmy do Stopnicy, gdzie ukazał nam się maleńki kościółek farny w stylu gotyckim św. Piotra i Pawła, który wybudował król Kazimierz Wielki w latach 1349- 1362. Był to kolejny z kościołów ekspiacyjnych za śmierć ks. Baryczki. 

„To gotycka świątynia z wielobocznie zamkniętym prezbiterium. Sklepienie krzyżowo-żebrowe wpierają kolumny. Do kościoła przylegają: wybudowana na przełomie XV/XVI w. kaplica św. Anny z obrazem św. Anny Samotrzeć i barokowa – Matki Bożej Różańcowej z 1645 r., ufundowana przez Adam Hinka herbu Topór. Znajduje się tutaj słynący łaskami obraz Matki Bożej Stopnickiej w barokowym ołtarzu. W prezbiterium można podziwiać dobrze zachowane antepedium z płaskorzeźbami przedstawiającymi m.in. króla Kazimierza Wielkiego oraz zwornik z głową fundatora kościoła i herbem ziemi dobrzyńskiej. Ołtarz główny zdobią figury św. Piotra i Pawła. Na sklepieniu nawy – zachowały się zworniki, z herbami województw ówczesnego Królestwa Polskiego i szlacheckie herby.”

Jednakże największą „atrakcją” tego miejsca jest ksiądz, który nas oprowadzał, ogromny pasjonat historii kościoła i wspaniały gawędziarz.

No i pierwsza historia kawowa – Paweł mówił, że w tych stronach nie ma co liczyć na jakieś miejsce (czytaj kawiarnie) do wypicia kawy. Nie bardzo mu uwierzyliśmy, a powiedzenie miejscowych, że „kawę to się pije w domu” przyjęliśmy jako anegdotę.

No, kawy nie było, więc pojechaliśmy dalej, do Szydłowa, przepięknego miasta za murami, z zamkiem, synagogą, bramami, ciekawa historią. Kto nie był – zdjęcia Stasiu Malara robił i co inni też. Piękny, duży rynek, kawiarni ani śladu, kawy – ani śladu…. Historia druga: to nie możliwe, bo u nas w takim ryneczku byłyby ze trzy kawiarnie….

I tak naprawdę potem – mówiąc żartem- jechaliśmy śladami nieistniejących kawiarni. No, ale po drodze był Raków, z ogromnym, zabetonowanym rynkiem, gdzie w czasie upałów jest na pewno pusto, ale za to na rynku są raki przy fontannie, aż trzy…

„Miasto Raków założył w 1569 roku kasztelan żarnowski Jan Sienieński, ogłaszając w nim tolerancję religijną. Nazwa miasta pochodzi od herbu Warnia (inaczej: Rak), który był rodowym godłem Jadwigi Gnoińskiej, żony założyciela Rakowa.

Raków w krótkim czasie stał się centrum życia braci polskich zwanych arianami mieszkających w Polsce, jako że założyciele miasta byli wyznawcami ruchu reformatorskiego. Pod koniec XVI wieku założono drukarnię ariańską. Na początku XVII wieku wybrano Raków na ośrodek organizacyjny zboru ariańskiego. Miasto szybko się rozwijało, ale już miastem być przestało”, za to ma jedną zaletę… była kawa w knajpce „Pod Gąską”. Kiedy jednak Pani kelnerka usłyszała, że ma zaparzyć 4 kawy, to zadrżały jej ręce, bo jedno, co tam się serwowało to 50-dziesiąteczki. Natomiast wkoło rynku trzy duże markety… i już.

Potem Paweł obiecywał, że zawiezie nas do haremu, myślałyśmy, że żartuje… No to pojedźcie kiedyś do miejscowości Grabki Duże, a tam…

”jeśli ktoś zdecyduje się jechać z Kielc, by odwiedzić Szydłów, warto na chwilę zatrzymać się po drodze, w pewnym tajemniczym miejscu, czyli w Grabkach Dużych. Stoi tam pałacyk o niezwykłym wyglądzie i równie niezwykłej historii, czasem nazywany „orientalnym” lub „haremem”. To późnobarokowy pałacyk, właśnie o charakterze orientalnym, jakich niewiele jest w tej okolicy. Wybudował go w 1742 roku kasztelan małogoski Henryk Rupniewski herbu Śreniawa, akurat zaprojektował budowlę włoski architekt Franciszek Placidi. Dlaczego akurat taki typ budowli kasztelan sobie wybrał? Prawdopodobnie to wpływ tureckiej niewoli, w której przebywał i to aż 20 lat! (Pojmały został w bitwie pod Wiedniem 1683 roku). Tyle lat czekał na okup, który miała złożyć za niego rodzina (szczególnie liczył na zamożnego stryja biskupa), ale niestety, nikt nie kwapił się wydać za niego ani grosza. Wolność dała Rupniewskiemu zmiana wiary, przeszedł na islam.

A dlaczego pałacyk nazywany jest „haremem”? Są różne teorie, jednak sama zmiana religii już daje do myślenia. Podobno po powrocie do kraju Rupniewski pragnął żyć zgodnie ze swą religią, nawet jego pierwszym pomysłem było wybudowanie meczetu, ale nie uzyskał na to zgody od ówczesnych władz. I tak powstał orientalny pałacyk, zwany właśnie „haremem”. Niektórzy twierdzą, że nazwa powstała przez złośliwość rodziny kasztelana, który to po powrocie z niewoli nie stronił od kobiet, a wręcz przeciwnie, i umieścił je wszystkie w tym pałacu. Inni uważają, że na złość stryjowi, który go zawiódł, przywiózł z Turcji wiele swoich żon i to dla nich wybudował ten wspaniały pałac. Jeszcze inna wersja wyjaśniająca „przydomek” budowli, związana jest z kształtem i rozmieszczeniem pomieszczeń w jej środku. Pałac zbudowany został na planie ośmioboku. Na dole znajduje się wielki salon (podobno niegdyś sypialnia kasztelana), obudowany mniejszymi salonikami symetrycznie rozłożonymi. Na piętrze są również symetrycznie rozłożone, liczne pokoiki i balkon, z którego można obserwować dolny salon. W podziemiach są natomiast korytarze i kanały, tworzące bez mała labirynt. Jak przystało na orientalną budowlę, obok głównego budynku stoją dwa mniejsze, zbudowane na planie czworoboku: jedna to herbaciarnia, druga służyła do modlitw.

Uzupełniając historię pałacu należy wspomnieć o samym kasztelanie, który wiódł życie niezbyt chwalebne. Otóż w wieku około 60. lat poznał on pannę, wychowankę szydłowskiego proboszcza, i zakochał się w niej bez pamięci. Ponieważ opiekun panny nie wyrażał zgody na związek (prawdopodobnie ze względu na opinię kasztelana), Rupniewski pewnego dnia porwał pannę i umieścił ją w grabkowskim haremie. Czyn ten jednak został potępiony i źle skończył się dla porywacza, bo gdy pewnego dnia wracał do pałacu, uciekając przed pościgiem, jego rozpędzony wóz roztrzaskał się o jedno z drzew rosnących przy pałacu, a sam kasztelan zginął od własnego sztyletu, na który to upadł podczas wypadku. Mówi się jeszcze, że diabli zabrali jego duszę, ale czy to prawda, czy legenda, każdy niech sam zdecyduje.

Co do późniejszej historii pałacu, to w 1831 roku został on spalony, ale go odbudowano. Podczas II wojny światowej, latach 1944-45, ponownie uległ poważnym zniszczeniom. Odbudowano go ponownie i zrekonstruowano dzięki dotacjom Państwa. Po wojnie był siedzibą Wojewódzkiego Ośrodka Doskonalenia z Małogoszczy, który to dbał o budynek, jednak po upadłości Ośrodka, majątek przejęła gmina Szydłów. Wówczas pałac popadał w ruinę. Uratowała go osoba prywatna, która zakupiła w 1991 roku cały majątek, odremontowała pałac i dba o niego do dziś. Można więc ten niezwykły budynek obejrzeć jedynie z daleka, a stoi on na końcu alei z drzewami będącymi pomnikami przyrody. Cisza i piękno tego miejsca, oraz znajomość jego historii, z pewnością przyniosą zadowolenie niejednemu turyście.”

Zacytowałam spory kawał tej opowieści, bo to taka orientalna ciekawostka.

I wreszcie Opatów, dla mnie perełka architektury, chyba nie tylko dla mnie…

„Najstarsze, bo pamiętające początki drugiego tysiąclecia, dzieje Opatowa wiążą się z zespołem osadniczym na wzgórzu książęcego Żmigrodu, który następnie miano Opatowa otrzymał. Zespół, składający się z grodu i co najmniej dwóch osad, zajmował północny brzeg płynącego głębokim lessowym jarem potoku Łukawa (Opatówka). Stał tam kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny, który do 1471 roku pełnił funkcję kościoła parafialnego. Jednak wkrótce po jego wybudowaniu na przeciwległym, południowym brzegu Łukawy wzniesiono monumentalną romańską kolegiatę św. Marcina – trójnawową bazylikę z transeptem i dwoma wieżami w zachodniej fasadzie. Długosza wersja do dziś jest najbardziej tajemnicza i „egzotyczna”. Wg niej kolegiatę św. Marcina mieli zbudować Templariusze. Sprowadził ich na te tereny Henryk Sandomierski, jedyny (udokumentowany) polski władca, który nie wymawiając się brakiem w Ziemi Świętej piwa niezbędnego Słowianom do życia w gorącym klimacie, wyruszył wraz z pocztem rycerstwa Ziemi Sandomierskiej na krucjatę w 1154 roku, aby zmazać rzuconą na siebie klątwę. Henryk Sandomierski rzekomo osadził Braci Świątyni Salomona w Opatowie. Pierwszym komandorem został jednocześnie pierwszy znany z imienia polski Templariusz – Wojsław (Wielisław) Trojanowic herbu Powała, zwany jerozolimskim. Komandoria miała przetrwać do 1237 roku.”

Żeby ocenić, trzeba tam pobyć, z głową do góry, bo w takim jednym miejscu spotkało się tyle historii… I wreszcie za murami, z pięknym widokiem na kolegiatę była kawa, były krówki opatowskie, taaaakie duuuże…

Już prawie pod wieczór pojechaliśmy do Klimontowa, aby zobaczyć miasto założone przez Jana Zbigniewa Ossolińskiego z dwoma cennymi kościołami. W 1901 urodził się tu poeta Bruno Jasieński. Od 2002 roku każdego lata w Klimontowie odbywa się poświęcony pisarzowi festiwal Brunonalia.

„Kolegiata św. Józefa w Klimontowie (zwana kościołem farnym lub infułackim) – rzymsko-katolicka świątynia ufundowana w 1637 przez Jerzego Ossolińskiego. Kościół zbudowano w latach 1643–1650 według projektu Wawrzyńca Senesa w stylu barokowym. Biskup Piotr Gembicki w 1648 roku wyniósł świątynię do godności kolegiaty z proboszczem infułatem. Przywilej infuły zachowywany był do roku 1950. Kościół jest głównym budynkiem parafii klimontowskiej. Kolegiata leży na szlaku Małopolskiej Drogi św. Jakuba.

Kościół Najświętszej Maryi Panny i św. Jacka w Klimontowie – rzymskokatolicka świątynia ufundowana przez Jana Zbigniewa Ossolińskiego w 1613 roku. Pierwotnie kościół wybudowany został w stylu późnorenesansowym na bryle gotyckiej. Ołtarz wykonany jest w stylu barokowym, nawy boczne, ambona i konfesjonały w stylu rokoko. Po 1795 roku przemieniono budynki klasztorne na lazaret wojskowy. W 1901 zmarł ostatni rezydujący w Klimontowie dominikanin. Po I wojnie światowej wykorzystywano budynki w celach edukacyjnych. Do 2005 roku miesiło się tam Liceum Ogólnokształcące. Obecnie budynek jest niewykorzystywany. Kościół znajduje się na trasie Małopolskiej Drogi św. Jakuba.”

Jedziemy, jedziemy przez lasy, przez…  nie przez góry, tam gór nie ma takich jak u nas… ale przez jeziora i do jeziora dojechaliśmy, w pięknym Goleniowskim lesie – ośrodku wypoczynkowym lotników mieliśmy spędzić noc, niektórym się dostały pokoje małżeńskie, a niektórym pokoje z małżonkami…

Drugi dzień, niektórzy obudzili się z bolącymi głowami…i znowu szukali kawy.

Ci, co widzieli, to zobaczyli w Złotym Lesie odrestaurowaną za unijne fundusze pustelnię pokamedulską w Rytwianach. Tu kręcono dwa odcinki filmu „Czarne chmury” i tu też obok kościółka jest maleńkie muzeum tegoż serialu.

„Klasztor w Rytwianach to najcenniejszy nie tylko w skali regionu, ale również i Polski a nawet Europy, pokamedulski zespół sakralny. Powstał w 1621r. z fundacji Jana Magnusa Tęczyńskiego, usytuowany na niewielkim wzniesieniu, pośród wspaniałych lasów, jest oddalony o kilka kilometrów od ludzkich siedlisk. Klasztor wraz z zabudowaniami był drugim, po krakowskich Bielanach ośrodkiem kamedulskim w Polsce. W kryptach pod kościołem znajdują się groby zakonników, w kapitularzu grobowiec rodziny Radziwiłłów, a w podziemiach kaplicy p.w. św. Romualda sarkofag Stanisława Łukasza Opalińskiego. Ołtarz główny klasztoru zdobi obraz przeora rytwiańskiego klasztoru w latach 1623-32Venant da Subiaco. „

Uczestniczyliśmy we mszy św. która była odprawiana w tych zabytkowych wnętrzach w intencji 7 rocznicy ślubu Radziwiłła, tak, tak… Jeżeli chcecie zobaczyć, jak wyglądał Ślub Artura Radziwiłła, wnuka ostatniego właściciela Rytwian to zapraszam na YOU TUBE…

Na koniec Pałac w Kurozwękach, zabytek ale najbardziej znany z hodowli bizonów. Powieziono nas wozem na pole, gdzie w trawie leżały sobie, te wielkie i te małe, dopiero co urodzone bizoniątka.

Piękny zakątek, warto tu przyjechać, ale póki co – kielecczyzny już wystarczy.

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

Jesienny złaz zorganizowany był w tym roku pod hasłem „Pogórskie wędrówki” i prowadził szlakami Pogórza Wielickiego i Wiśnickiego.  Bardzo nam się podobało, że w tej imprezie tradycyjnie wzięły udział całe rodziny, bardzo to budujące dla nas przewodników, bo jest nadzieja, że te rosnące dzieci będą miały przykład aktywnego spędzania czasu wolnego. Większa grupa młodzieży i dorosłych dopisała z Brzączowic.  Autobus dowiózł uczestników do Bigorzówki, gdzie dołączyły do nas 2 podgrupy uczestników i z tego miejsca wyruszyliśmy leśnymi ścieżkami, a następnie mniej uczęszczanymi traktami do Gruszowa. Po drodze mnóstwo przyrodniczych atrakcji, ciekawej roślinności i możliwości skomponowania bukietu jesiennego. W Gruszowie dołączyły do nas kolejne podgrupy dziadków z wnukami (nawet 3 letnimi). Wspólnie uczestniczyliśmy we mszy św. w zabytkowym kościele leżącym na Małopolskim Szlaku Architektury Drewnianej, słuchaliśmy historii o świątyni i miejscowości, szukaliśmy nietoperzy, które mają tu swoje stanowisko, a następnie szlakami owocowymi powędrowaliśmy dalej na granicę z gminą Gdów związaną z pobytem Karola Wojtyły. Dalej trasa prowadziła do platformy widokowej na Beskidy i Pogórze. Mglista pogoda nie pozwoliła na zauroczenie panoramą dlatego wróciliśmy tu jeszcze raz na zakończenie wycieczki.

 Następnie udaliśmy się do Kwapinki, gdzie był  nasz kolejny przystanek. Z posiłkiem po przebytej drodze, zabawami, konkursami.

Po zakończeniu jeszcze raz udaliśmy się na platformę widokową, a następnie  uczestnicy zostali odtransportowani z powrotem. W złazie uczestniczyło 100 osób.  Złaz dofinansowany był  przez Gminę Dobczyce i Starostwo Powiatowe w Myślenicach.

tu

Góry Choczańskie jest to grupa górska w Karpatach Zachodnich, należąca do Łańcucha Tatrzańskiego. Leży w całości na terenie Słowacji. Ma formę pasma rozciągniętego ze wschodu na zachód na długości ok. 18 km. Graniczy od północy z Pogórzem Orawskim, od wschodu poprzez Kwaczańską Dolinę z Tatrami Zachodnimi, od południa z Kotliną Liptowską, a od zachodu poprzez przełęcz Brestova z tzw. Szypską Fatr, będącą najdalej na północ wysuniętą częścią Wielkiej Fatry.

W obrębie Gór Choczańskich wyróżniamy szereg głębokich dolin, z których najbardziej znanymi są Dolina Kwaczańska i Dolina Prosiecka które to mieliśmy okazję pozwiedzać za przyczyną Pawła Kwiecińskiego, który ten region „ulubił” i słusznie, bo warto tam wracać o różnych porach i w różnych porach… bo cisza, spokój, piękne łąki i widoków co niemiara

Zaczęliśmy wyprawę od Doliny Prosieckiej.

Całą długością doliny biegnie niebiesko znakowany szlak turystyczny z Prosieka do Wielkiego Borowego. W gardzieli Wrót przy dolnym wylocie doliny przejście suchą nogą umożliwiają drewniane kładki ułożone nad nurtem Prosieczanki. Niski próg powyżej posiada ubezpieczenie łańcuchem. Przejście progów Sokoła w górnej części doliny to mała wspinaczka gdyż zainstalowano tu trzy stalowe drabiny oraz łańcuch ubezpieczający trawers przez skalną ściankę powyżej. Przejście z Prosieka do skrzyżowania szlaków turystycznych na Svoradzie to ok. 2 godz. a do Wielkiego Borowego jeszcze ok. 50 min. Z Wielkiego Borowego ruszyliśmy do doliny Kwaczańskiej.

Wędrówka Doliną Kwaczańską – wędrówka o niewielkim stopniu trudności prowadzi głęboką doliną.

Jest to dolina w formie wąwozu ze skałami i stromymi ścianami skalnymi. Potok wytwarza tutaj wodospady i kaskady. W Dolinie Kwaczańskiej (Narodowy Rezerwat Przyrody) w części Oblazy przy spływie potoków Hutianka i Borovianka, które zapewniają wystarczający przepływ rzeczki Kwaczanki, zostały zachowane unikalne drewniane młyny wodne wykorzystujące siłę wodną rzeczki. Pochodzą z pierwszej połowy XIX wieku.”

Myślę, że grupa miała wiele wrażeń a i mocno się przypociła i o to właśnie chodzi.

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

26 stycznia 2014 5.30 rano, ciemno, zimno (-10), oczy się zamykają, śnieg sypie, nie widzę drogi do garażu a obiecałam zabrać Pawła z Grażynką i Anię.

Mocna kawa z ekspresu i spojrzenie na telefon: może Jacek zadzwoni albo Marysia, że nie jedziemy. Ale chyba wszyscy bali się Prezesa, bo to On zaproponował tę wycieczkę, ale …kto by śmiał się sprzeciwić… oczywiście żartuję. Kto rano wstaje… ten dojeżdża na miejsce. Górale mówią, że kto rano wstaje, ten daleko zajedzie, no i zajechaliśmy do SOBOLOWA. 

Tak niedaleko a taka perełka sakralna. Nie wiem czy się tak uczciwie skupiłam, bo starałam się dopatrzyć wszystkich pięknych elementów. Ale po drodze Basia Oberwan chciała nam opowiedzieć niemal wszystko o okolicy Gdowa, co jest oczywiście niemożliwe i miała pewien niedosyt, że droga do Sobolowa tak szybko uciekała. Ale co się odwlecze – to nie uciecze…

„Patronką parafii w Sobolowie jest Matka Boża Różańcowa Łaskawa Wybawicielka z Czyśćca. Kościół p.w. Wszystkich Świętych – jednonawowy, drewniany, przebudowany w charakterze pseudoregionalnym, zrębowy, szalowany, kryty gontem. Zbudowany w drugiej połowie XVI lub pierwszej połowie XVII wieku, powiększony w latach 1923-33, według projektu B. Tretera. Polichromia ornamentalna, malowana przez F. Przebindowskiego w 1929 roku. W prezbiterium fragmenty malowideł barokowych z XVIII wieku. Ołtarz główny barokowy, w nim Matka Boża z Dzieciątkiem, zapewne początek XVII w., odnowiony w 1958 r. przez W. Kasprzyka, w 1740 r określany jako „łaskawy”. Dwa boczne ołtarze, ołtarz w kaplicy św. Anny i ambona rokokowe z drugiej połowy XVIII w.” Zachęcam do powrotu latem.

Potem Jacek z P. Marianem powieźli nas – tylko sobie znanymi drogami – do Chełma 

k. Bochni. Kierowca dowiózł nas niemal na Grodzisko, gdzie Jacek „pokazywał nam przepiękną panoramę„ i też trzeba wrócić i zobaczyć, bo Jackowi się wierzy. Potem niespodziewanie przy powrocie zagarnął nas do Muzeum Parafialnego (a parafia to znakomita bo od XIII w. należała Bożogrobców Miechowskich) za sprawą ks. Antoniego Tworka – wielkiego pasjonata tworzącego muzeum, ale któremu koniecznie parafianie powinni pomóc, bo zbiorów dużo i ciekawych, a ks. Antoni sił ma coraz mniej.

O dziwo się wypogodziło i nawet przez chmurki przebiło się słoneczko i w takim klimacie dojechaliśmy do Szczepanowa, pod kościół, bo to tu koncentruje się życie pielgrzymów. Szczepanów –„jak nazwa wskazuje” związany z postacią Św. Stanisława, który w tej miejscowości się urodził w 1036 roku i tu przy cmentarzu jest maleńka kapliczka, w której jest fragment dębu, pod którym Bogna – matka Stanisława urodziła i obmyła w źródełku (jest studnia w tym miejscu).

Kiedy Św. Stanisław został biskupem w Krakowie i tam też został stracony przez króla Bolesława Śmiałego, którego śmiał napominać za czyny niegodne króla. Król za to kazał go zamordować 11.04.1079 a ciało poćwiartować – co też uczyniono. Został kanonizowany 17 września 1253 roku.

Miejsce pielgrzymowania, piękny kościół Św. Marii Magdaleny i Św. Stanisława. Dla kogoś, kto o tym nie wie, że to są dwa przytulone do siebie kościoły to jest zaskoczenie. Pierwszy zbudowany przez Jana Długosza w 1470 roku z przepięknym sklepieniem krzyżowo-żebrowym, a drugi powstały w 1911 – 1914 roku wg. Projektu profesora Politechniki Lwowskiej Jana Sas-Zubrzyckiego. Trzeba też się pochylić nad postacią Św. Stanisława właśnie w tym miejscu – do czego zachęcam serdecznie.

Na naszym – trochę pielgrzymkowym szlaku- następnym miejscem, gdzie zawędrowaliśmy w tę mroźną niedzielę to Zabawa związana z postacią błogosławionej Karoliny Kózkówny, najmłodszej w dziejach kościoła wyniesionej na ołtarze przez Papieża Jana Pawła II 10 czerwca 1987 r. w Tarnowie.

Najpierw jedziemy do miejsca (Wał Ruda), gdzie stał Jej dom i gdzie się urodziła. Nieopodal las, w którym zginęła śmiercią męczeńską, broniąc przed żołnierzem rosyjskim w 1914 roku swojej czystości. Na wyniesienie na ołtarze czekała 73 lata. W tym roku w listopadzie będzie 100 rocznica Jej śmierci. Podjeżdżamy pod kościół, otwarty i pod ołtarzem piękny sarkofag z ciałem Karoliny. Jest to już czwarte miejsce pochówku Karoliny. Obok jest maleńka kaplica Męczenników i Ofiar Przemocy, gdzie jest krypta w ziemi – tam widzimy dwie trumny, w których była Karolina chowana i wieniec z pogrzebu.

Na parkingu zasypany śniegiem ale widoczny duży biały pomnik ofiar wypadków drogowych. Ciekawy projekt.

Wyjeżdżamy z Zabawy w kierunku Żabna, aby kierować się na kolorową wieś – Zalipie. Wieś rozrzucona ale znana w całym niemal świecie za przyczyną mieszkanki Felicji Curyłowej, która wzorując się na pięknej przyrodzie zaczęła przyozdabiać domostwo kolorowymi kwiatami. Co roku po Bożym Ciele odbywa się konkurs na „Malowaną chatę”. Jedziemy przez wieś, dostrzegając te malowane chaty, chociaż jest ich już niewiele, bo 30.

Podjeżdżamy pod dom Curyłowej, który jest w tej chwili muzeum, obok sklepik, w którym można kupić drobiazgi w kwiaty zalipiańskie. Jeszcze po drodze zaglądamy do Kościoła Św. Józefa – a jakże – pięknie pomalowanego, a że to jeszcze czas choinek – to widzimy przepiękne banieczki ręcznie malowane. Trochę już jesteśmy głodni i zajeżdżamy do zagrody agroturystycznej, wyczajonej przez Jacka – „U Babci”. Na stole pojawia się jarzynowa zupka, Gołąbki i ciasteczko, a przede wszystkim córka gospodarzy – wielka miłośniczka swojej malowanej wsi, która arcyciekawie opowiada o swojej pasji ( zresztą potwierdzonej dyplomem uczelni). Jeszcze Jacek raczy nas kolędami w j.węgierskim, wspólnie śpiewamy też nasze kolędy i po zwiedzeniu starej kuźni wnosimy do autobusu kolejne warstwy śniegu, no i pora do domu wracać. Po drodze sprawdzamy jak się wjeżdża i zjeżdża z autostrady A4 – trudno się w tym połapać, chociaż czuwają nad tym trzy osoby, ja nie – bo już mi się drzemie.

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

Dnia 17 listopada 2013 r. jeden z naszych przewodników pan Piotr Przęczek zabrał nas na wycieczkę śladem walk partyzanckich w czasie II wojny światowej na terenie powiatu myślenickiego. Odwiedziliśmy m.in. Dobczyce, Czasław, Poznachowice, Lipnik, Glichów, a także Porębę, Wiśniową, Raciechowice, Stadniki, Kędzierzynkę i Skrzynkę. 

Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy na dobczyckim rynku, gdzie przewodnik opowiadał o akcji odbicia przez żołnierzy Armii Krajowej aresztowanego przez Niemców Andrzeja Woźniakowskiego ps. „Prawdzic”. Na ul. Kilińskiego wspomniano o tajnym nauczaniu (tzw. tajnych kompletach) prowadzonych w Dobczycach. Ciekawostkę stanowią ślady gąsienic radzieckiego czołgu ciężkiego IS-2, widoczne do dnia dzisiejszego na jednym z budynków. Pojazd ten szturmował Dobczyce w styczniu 1945 r., po wkroczeniu do miasta został poważnie uszkodzony przez żołnierzy niemieckich. Drugim materialnym śladem tamtych wydarzeń jest fragment gąsienicy znajdujący się w zbiorach Muzeum Regionalnego na zamku. 

Drugim przystankiem naszej wyprawy była miejscowość Czasław, przy miejscowej szkole znajduję się pomnik poświęcony Tadeuszowi Pilchowi , zastrzelonemu przez niemieckiego żandarma. W Czasławiu urodził się również Ludomił Rayski – generał Wojska Polskiego, głównodowodzący lotnictwa w latach 1926-1939. Pan Piotr Przęczek przywołał również postać Franciszka Mroza ps. „Żółw”, „Bóbr” – żołnierza Armii Krajowej ze Skrzynki. Z Czasławia wyruszyliśmy na Grodzisko, pod pomnik oddziału partyzanckiego „Śmiały”. 

Czwartym już przystankiem była zachowana do dnia dzisiejszego gajówka Wojciecha Piwowarskiego ps. „Rogacz”. Jest to miejsce szczególne ponieważ w czasie istnienia tzw. „Rzeczpospolitej Raciechowickiej” mieściła się tutaj siedziba komendanta obwodu AK „Murawa”. W niedalekim Glichowie w 1944 r. rozegrała się potyczka między miejscowymi oddziałami partyzanckimi a Niemcami. 

W Porębie słynącej z działalności dużej ilości warsztatów kamieniarskich, odwiedziliśmy pomnik ku czci partyzantów. Na tablicy pamiątkowej wymieniono m.in. potyczki o Dąbie, Dobczyce, Fałkowice, Kasinę Wielką, Myślenice, Szczyrzyc i Zawadę. Miejscem szczególnym, uświęconym niewinną krwią Polaków są miejscowości Lipnik i Wiśniowa, które padły ofiarą niemieckiej pacyfikacji we wrześniu 1944 r. Mieszkańcy zamordowani w tym czasie spoczywają na cmentarzu parafialnych w Wiśniowej.

Po krótkim odpoczynku i posiłku w Szczyrzycu, ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu śladów działalności partyzantów w powiecie myślenickim. Dotarliśmy do Mierznia, gdzie pan Piotr Przęczek zaprowadził nas do lasu i pokazał oryginalne okopy z okresu II wojny światowej. Na zakończenie dotarliśmy do „stolicy” Rzeczpospolitej Raciechowickiej, czyli Raciechowic. Tam zobaczyliśmy pomnik upamiętniający jej istnienie oraz wysłuchaliśmy historii tego miejsca opowiadanej przez przewodnika. W drodze powrotnej zwiedziliśmy cmentarz parafialny w Stadnikach, tam zobaczyliśmy m.in. grób partyzancki. 

Dziękujemy za tą wspaniałą lekcję historii !

Autor: Michał Kowalik (spisano na podstawie relacji pana Piotra Przęczka)

To była ostatnia wycieczka (16 IX) przed zakończeniem sezonu na Śnieżnicy. Wrześniowa pogoda dopisywała, chociaż w powietrzu przy słońcu na Podhalu wietrzyk niósł przedsmak zimy. Minęliśmy piękny drewniany kościół w Rdzawce i zatrzymaliśmy się w Ludźmierzu. Tu powitała nas gaździna Podhala Matka Boska Ludźmierska. Jej figura jest umieszczona w ołtarzu głównym, niepozornej wielkości, a jednak otoczona kultem i koronowana. Związała również ze sobą Jana Pawła II, wręczając mu swoje berło. Za kościołem jest pięknie urządzony plac z tzw. dróżkami różańcowymi.

Kolejnym naszym etapem był Nowy Targ. Któż nie pamięta słynnych „relaxów” z nieistniejącej już fabryki obuwia? – chodziło w nich całe pokolenie Polski południowej przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. W tym mieście naszym celem był niewielki drewniany kościółek p. w. św Anny, obecnie znajdujący się w obwodzie cmentarza na malowniczym wzgórzu. W środku odnowione polichromie – jedna ze scen obrazuje legendę związaną z powstaniem tegoż kościółka. Po uczcie duchowej, w samym ryneczku miasta wzmocniliśmy ciało pysznymi lodami na wagę. Następnie udaliśmy się do położonego obok lotniska rezerwatu „Bór na czerwonem”. Chodzi o torfowisko wysokie, unikalne w tej części Europy. Leśniczy powiódł nas pięknie przygotowaną ścieżką edukacyjną. Odwiedziliśmy również „Rezerwat Przełom Białki pod Krempachami”. W jednej z jaskiń są ślady bytowania jaskiniowców, którzy posługiwali się bumerangiem. Na koniec biesiadowaliśmy w stylowo urządzonej karczmie sycąc się regionalnymi potrawami.

Autor: Ewka Tkaczyk 

To był 16 czerwiec 2013, pogoda piękna, słoneczna – bez upału. Grupa duża i prowadziła Majka – oczywiście robiła to fantastycznie. Beskid Śląski jest dużo lepiej zagospodarowany turystycznie w stosunku do naszego Beskidu Wyspowego, a szkoda. Jest wiele szlaków: rowerowych, pieszych, nartostrad, miejsc noclegowych. Padło wiele informacji o walorach turystycznych tego rejonu. Przejeżdżaliśmy przez Wisłę, rodzinną miejscowość Adama Małysza, popatrzyliśmy na skocznię, z której można skakać bez śniegu.

Pieszą wyprawę rozpoczęliśmy od Przełęczy Salmopolskiej lub jak kto woli Białego Krzyża. Widokowo trasa piękna, w zasadzie idzie się grzbietami, które wijąc się dają możliwość oglądania obiektów z różnych stron. Na szlaku panował ruch, mijaliśmy wiele pięknych panoram. Szliśmy (na pewno) czerwonym szlakiem do Malinowskiej Skały, a potem (prawdopodobnie) zielonym. Widoczność była bardzo dobra, można było podziwiać Jezioro Żywieckie. W schronisku na Skrzycznem z przyjemnością biesiadowaliśmy, wsłuchując się w śląską gwarę. Jednak pogoda zaczęła się zmieniać. Początkowo bojowo nastawiona grupa do zejścia pieszego, zmieniła zdanie gdy zobaczyła perspektywę zejścia – duże nachylenie.

Grzmoty zrobiły swoje i większość wyciągiem zjechała do Szczyrku. Znalazło się jednak trzech śmiałków którzy z połowy góry zeszli na nogach (Marysia, Ziutka i Staszek). Sforsowani byli mocno i w dodatku jakież było ich zdziwienie, gdy zorientowali się, że pozostali jadą i patrzą na nich z góry. Tak naprawdę należą im się za ten wyczyn – brawa.

I takim to humorystycznym akcentem zakończyliśmy pieszą wyprawę. 

Potem już autokar powiózł nas w nasze rodzinne strony.

Autor: Ewka Tkaczyk

Wyjazd rano, ale nie za wcześnie. Mkniemy autostradą A4, w kierunku Katowic. W okolicach Krapkowic odbijamy na Górę Św. Anny, obok której przejeżdżałem dziesiątki razy i nigdy nie było „po drodze” a, jak się okazało, szkoda. Miejsce ciekawe pod względem geograficznym, krajobrazowym, i przede wszystkim historycznym.

Następny etap to niestety bardzo krótki pobyt w Kamieniu Śląskim i tamtejszym sanktuarium. Ciekawostką jest fakt, że w 2004 roku wioska ta zdobyła tytuł „Najpiękniejszej Wsi” w konkursie Piękna Wieś Opolska. W ocenie chyba wszystkich wycieczkowiczów słusznie. Kolejnym etapem była Moszna z pałacem i parkiem założonym przez jedną z najbogatszych rodzin z przełomu XIX i XX wieku rodzinę von Tiele Winkler’ów. To trzeba zobaczyć – zarówno pałac jak i park.

Następny etap to Prudnik z sanktuarium Św. Józefa w którym w latach 1954–1955 przetrzymywano kard. Wyszyńskiego. Stamtąd prosto do Paczkowa na nocleg. Chyba większość z wycieczkowiczów była zaskoczona istnieniem „przewodników-amatorów” których można spotkać w mieście i za przysłowiowe „dziękuję” wysłuchać ciekawej historii miasteczka. Nam trafił się bardzo sympatyczny licealista i „nauczał” nas przez chyba godzinę.

W niedzielę po porannej mszy i śniadaniu jazda do Złotego Stoku z kopalnią (niestety nieczynną) złota. Tak naprawdę to wydobywano tam arsen, a złoto stanowiło dodatek do rudy (co prawda dość cenny). O przewodniczce nie wspomnę (również cenny dodatek do kopalni). Ostatnim ważnym punktem naszej wycieczki była Srebrna Góra z Fortem Wysoka Skała. Wzniesiono go w latach 1769-1772. Załogę stanowiło ok. 70 żołnierzy. Fort posiadał magazyny: żywności, prochu (prawie 95 ton !!!), własną studnię o głębokości 69 m.

Fort Wysoka Skała nie został nigdy zdobyty. Pod koniec lat dwudziestych XX wieku został wyremontowany i był atrakcją turystyczną. W latach drugiej wojny światowej zlokalizowano w nim podobóz oflagu VIII b dla szczególnie niebezpiecznych więźniów. Podobno ucieczka była niemożliwa. Niestety nasi tego nie wiedzieli i 10 oficerów uciekło (trzech skutecznie siedmiu złapano). Po Forcie i historii tego obiektu oprowadzał nas żołnierz z czasów wojny francusko–pruskiej 1806–1807. Oprowadzanie odbyło się łącznie z demonstracją uzbrojenia artyleryjskiego fortu, jak i indywidualnego załogi.

Było dość głośne.

Trzeba przyznać, że jak na żołnierza przewodniczka dysponowała dużą wiedzą militarną i swadą opowiadania.

Pożegnaliśmy się składając datki mające na celu zapobieżenie śmierci załogi fortu z pragnienia (piwo), i obraliśmy kierunek „do domu”.

Autor: Tomek Pytlak

„Wędruję pośród wzgórz, rozwiane włosy mam,

A góry są tuż, tuż, a oczy patrzą w dal…”

W niedzielny poranek 28.04.2013. przy PTTK oczekiwał na autokar liczny ‘rząd dusz’ spragnionych wypróbowania swej kondycji na wiosennym szlaku. Jeśli jeszcze ktoś miał na sobie resztki tegorocznej zasiedziałej zimy, to zostały one spłukane przez wiosenny deszcz, który towarzyszył nam podczas zbiórki i wyjazdu z Dobczyc. W każdym razie nie udało mu się spłukać z nas dobrego humoru. Porzekadło mówiące, że ‘przykład idzie z góry’ jak najbardziej się sprawdziło… Pogodą oblicza i ducha promieniował szef wycieczki – Kazek Gierlach. W drodze do pierwszego punktu eskapady – Zakliczyna n. Dunajcem – panująca w autokarze pogoda ducha szybko osuszyła zmoczone peleryny. W Zakliczynie zaparkowaliśmy przy kościele św. Idziego i dołączyliśmy do parafian oczekujących na niedzielną mszę św. Po wypełnieniu chrześcijańskiego obowiązku przyszedł moment na obejrzenie i podziwianie pięknego barokowego wyposażenia kościoła (ci, którzy śmiało ruszyli do pierwszych ławek mieli taką możliwość już podczas mszy), zwłaszcza ołtarzy wykonanych przez Piotra Korneckiego Gdowa (ok. 1768 roku). Po tym przyszła pora na spacer do serca tej malowniczej miejscowości – do Rynku z parterowym klasycystycznym ratuszem z przełomu XVIII i XIX wieku. W trakcie spaceru przyglądaliśmy się malowniczej zabudowie: parterowym drewnianym domom konstrukcji dziewięciosłupowej z okapami. Cóż… małe jest wdzięczne. Tak też jest z małomiasteczkowym klimatem Zakliczyna i wielu podobnych małomiasteczkowych perełek: wdzięczny widok, tak dla oka, jak dla obiektywu. Po tej pierwszej porcji wrażeń ruszyliśmy dalej na naszą pogórską eskapadę. W Lusławicach wyskoczyliśmy na kilka minut z autokaru przy nowoczesnym Europejskim Centrum Muzyki powstałym z inicjatywy profesora Krzysztofa Pendereckiego a dedykowanym artystycznie utalentowanej młodzieży z całej Europy. Interesująca kontynuacja tradycji Szkoły Lusławickiej, założonej przez Braci Polskich i działającej w tym miejscu na przełomie XVI i XVII wieku. Rzut oka przez ogrodzenie na ten nowoczesny kompleks, wymiana wrażeń i poglądów na ideę tego szacownego obiektu i kwestię jego komponowania się z otoczeniem, zbiorowa fotografia i dalej, dalej, tym razem już na łono wiosennej przyrody. Uff… w końcu coś dla zagorzałych piechurów. Opuściliśmy autokar w dolinie szemrzącej Paleśnianki… Cisną się na usta wersy popularnej piosenki „Gdzie strumyk płynie z wolna…” Stokrotki już są, tylko że w naszej grupie nie ma żadnego gapy… Wszyscy dzielnie i ochoczo kroczą krętą i stromą drogą chłonąc piękno stworzenia. Docieramy do malowniczej wioski Jamna z Ośrodkiem Duszpasterstwa Akademickiego o.o. Dominikanów w Poznaniu. Pierwsze kroki kierujemy do młodego Sanktuarium M.B. Niezawodnej Nadziei. To czas na osobiste i intymne spotkanie z Matką Bożą w Zielonej Sukience, kolorze nadziei. Ikona M.B. Jamneńskiej wisi w prawej nawie kościoła. Namalowana została na pamiątkę pacyfikacji wsi Jamna, ukoronowana w 3 czerwca 1998 roku, jest teraz powierniczką trosk i marzeń młodzieży, która coraz liczniej tu przybywa i nadaje temu miejscu niepowtarzalny klimat. Ten klimat daje się odczuć również w Domu Św. Jacka i całym otoczeniu. Drewniany budynek Domu świętego Jacka – dawna szkoła w Jamnej – teraz jest szkołą przygotowującą młodych ludzi do składania świadectwa wiary we współczesnym świecie. Cała jamneńska Republika Dominikana ma swoją niepowtarzalną indywidualność, którą oddaje dewiza:

„Tu możesz się zintegrować, zatrzymać, zamyślić, spotkać ciekawych ludzi i zakochać…”

Pod wpływem takich nastrojów, dzieląc się refleksjami i wrażeniami, przeszliśmy do kolejnej turystycznej jamneńskiej destynacji: do Bacówki na Jamnej. To urocze schronisko dopełnia kolorytu Jamnej. Podczas krótkiego przejścia zachwycamy się jej krajobrazowymi i agroturystycznymi walorami. Kuszą też możliwości pieszych wycieczek, które podpowiadają napotkane drogowskazy. Ileż jeszcze zakątków do odkrycia! Ale tym razem ograniczamy się do podziwiania oryginalnego otoczenia Bacówki i kosztowania jej kulinarnych specjałów. No cóż… żołądek upomina się o swoje prawa a wnętrze Bacówki kusi swoją atmosferą. Rozbawieni degustacją i wzajemnym towarzystwem wracamy do autokaru. Na bramie Bacówki żegna nas sympatyczne motto:

„Wypoczęci szczęśliwie wracajcie do domu, a gdy zatęsknicie – powróćcie tu znowu”

Zjazd z Jamnej stanowi pewne wyzwanie dla p. kierowcy i autokaru, ale nie dla tak rozbawionej ekipy jak nasza. Pewnie dlatego wydaje się nam, że postój pod ruinami zamku w Melsztynie następuje zadziwiająco szybko. Szybko i sprawnie wspinamy się na wzgórze z pozostałościami XV-wiecznej wieży obronno-mieszkalnej i dopełniamy dotychczasowe wrażenia o akcenty historyczne. Przy okazji zatrzymujemy wzrok na zakliczyńskim odcinku doliny Dunajca i próbujemy sobie wyobrazić jak też to wyglądało w czasach świetności tego zamku.

Ostatni przerywnik w powrotnej podróży to spacer do Kamieni Brodzińskiego. Te interesujące formy skalne na pograniczu Lipnicy Murowanej i Rajbrotu wzbogacają naszą pogórską eskapadę o ciekawostkę przyrody nieożywionej. Tym samym zamykamy kolekcję wycieczkowych atrakcji. Każdy z nas wraca z bagażem swoich niepowtarzalnych impresji składających się na osobistą mapę wycieczki, która pozostanie w miłych wspomnieniach a po części na fotografiach.

Autor: Mira Matoga

17 czerwca 2012 – niedziela , grupa najbardziej wytrwałych i tych opornych na wysoką 30 stopniową temperaturę zdecydowała się wsiąść do autokaru i… pojechaliśmy w kierunku Suchej „Beskickiej” – tak właśnie bez Kicka – smoka, który wypił całą wodę ze Skawy i trzeba było aż budować zbiornik w Świnnej żeby choć trochę tej wody nałapać! Góry zaczęły pokazywać nam swoje wielkie oblicze, ale my z samozaparciem wjechaliśmy na wąską, uroczą szosę w kierunku Sopotni Wielkiej – wielkiej bo po wyjściu z autokaru usłyszeliśmy huk niewielkiego wodospadu – tak nam się wydawało, ale pokazuje co potrafi – na górskiej rzece Sopotni. Opłukaliśmy stopy i spojrzeliśmy w górę, na szczęście to Pilsko to było jeszcze daleko- tak gdzieś około 3 godzin.

Kaziu pocieszał i pokazywał Babią Górę żebyśmy się nie denerwowali.

Każdy szedł swoim tempem, kto chciał szybciej – miał taką szansę, kto chciał wolniej – też miał taką szansę – bo na końcu lazła niżej podpisana- ale za to w doborowym towarzystwie – szliśmy i rozmawialiśmy – było bardzo miło i nikt nikogo nie zostawiał i nie popędzał. Pilsko to nie jest Chełm nad Myślenicami – to jest poważna góra – drugi , co do wielkości – po Babiej Górze-szczyt w Beskidzie Żywieckim. Leży po Polskiej i po Słowackiej stronie. 

PILSKO 1557 m npm. Roślinność niemal alpejska – mekka dla narciarzy, a dla turystów – oj widoki takie że hej. Doszliśmy do schroniska na Hali Miziowej – wys. 1350 m npm., ale wierzcie mi, te 1350 to był sukces dla niektórych bardzo osobisty. W takie góry idzie się i wiadomo, że zmęczenie i pot w oczach, nosie, uszach to normalność… Ale za to w schronisku samiutkie specjały : zimne piwo („we szklankach” jak mówi Majka), kwaśnica – a juźci, pyszna kawa – w filiżankach i bardzo dobre inne jadło. Obsługa miła… Prawie ten sam komplet poszedł prawie na sam szczyt, pisało że pół godziny – tak dla zachęty, tylko dlaczego przyszli po półtorej godzinie. Ale to jest Pilsko – góra magiczna w zimie i w lecie, piękna i ten kto był, wie że warto. 

Zeszliśmy przez las (i tu narzekali że w dół to źle i do góry było lepiej – zawsze tak mówią…) do Korbielowa- pięknej miejscowości, niegdyś- a i teraz modnej na letni wypoczynek – bo są góry i jest rzeka i las i dobre piwo…

Warto było – to ogromny wysiłek ale też ogromna satysfakcja

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

Wczesnym świtem Paweł Kwieciński z Grażynką powieźli nas – w sobie tylko znanym kierunku. Słoneczko świeciło rzeźko, więc dosypialiśmy trochę, ale kiedy zaczęły się pojawiać zabudowania Przemyśla – skąpanego w złocistych promieniach – oczy otworzyły się nam szeroko, tym bardziej, że pojawił się napis BOLESTRASZYCE – TO MAGICZNE MIEJSCE o którym tyle się czytało. To raj dla oczu kobiet, ale zauważyłam, że mężczyźni też zostali zauroczeni.

Bolestraszyce – dawna posiadłość Michałowskich ( w dworze tworzył malarz Piotr Michałowski), gdzie utworzono ogromne arboretum, czyli coś na wzór ogrodu botanicznego. Zachwyt budziły nenufary, azalie… ale też uwagę przykuwała samobieżna kosiarka… super. Warto zajrzeć po drodze do tego cudeńka.

No i wreszcie Przemyśl – dla mnie perełka architektury, a za sprawą przewodnika ( tu imię bo nie pamiętam) miasto mnie oczarowało, zresztą nie po raz pierwszy. Pan przewodnik chyba zakochany w swoim mieście, bo czuło się tę pasję i chęć pokazania nam wszystkiego, aż do ciemnej nocy. Spojrzeliśmy najpierw na Zasanie, aby spotkać w tajemniczych okolicznościach Szwejka – tak, tak a to ci dopiero heca. Zaaresztował nam Pawła za to, że porusza się po mieście bez przepustki, na moja prośbę o akt łaski, wydał nam wszystkim stosowne przepustki i tym sposobem zaczęliśmy dopiero spacer po mieście. Trudno to nazwać spacerem, wywłóczył nas przewodnik po różnych zakamarkach – ale chwała mu za to.

Co zadziwia współczesnego człowieka – to „zabudowania” TWIERDZY PRZEMYŚL. Na początku XX wieku była jedną z największych twierdz nowożytnych Europy. Podczas I w. ś. stała się arena krwawych walk. Walczyli tu Austriacy, Węgrzy, Rosjanie, Niemcy, Czesi, Polacy i Włosi. Dziś jest pomnikiem Bitwy Narodów 1914 – 1915. Są to malownicze ruiny zmuszające – po bliższym oglądnięciu do zadumy. Ciche, monumentalne i zagubione w lesie, na łąkach mają wielu pasjonatów. Największe wrażenie na mnie zrobił FORT I SALIS SOGLIO….

Sam Przemyśl – miasto kościołów, kościołów i… kościołów. Miasto spokojne, przyjazne turyście…

Co warto w Przemyślu zobaczyć ? Wszystko ale najpiękniejsze zabytki to:

Archikatedra rzymskokatolicka – gotycka z XV w, obecnie po przebudowie barokowa

Archikatedra greckokatolicka – w dawnym barokowym kościele Najświętszego Serca Jezusowego. W 1991 roku Ojciec Św. Jan Paweł II przekazał kościół grekokatolikom

Kościół i klasztor Karmelitów – z XVII w. Imponujące wnętrze…!!!!

Kościół Franciszkanów – XVIII w. wybudowany na miejscu gotyckiej świątyni. Imponujące bogactwo rzeźb i fresków.

Wieża zegarowa, gdzie mieści się muzeum FAJEK i DZWONÓW

A resztę sobie dooglądajcie, bo nie sposób tego opisać co jeszcze zobaczyliśmy. Ciemną nocą wracaliśmy przez piękne, stare centrum, gdzie stoi pomnik Papieża i można przysiąść na ławeczce koło Dobrego Wojaka Szwejka- co niniejszym niżej podpisana uczyniła…

Jednym z nowszych obiektów, które warto w Przemyślu zobaczyć, to odrestaurowany dworzec kolejowy – przepiękny – jak sala balowa….

Drugi dzień zwiedzania był jak torpeda, czasu mało, a zobaczyć trzeba wiele…

najpierw zamek w Krasiczynie, słynny zamek Krasickich z XVII w. Niestety oglądaliśmy go tylko z poziomu parku, bo impreza zamknięta.. ale może kiedyś…

KALWARIA PACŁAWSKA położona na pograniczu z Ukrainą, co się czuje w obrzędach i wystroju. Założona w XVII w. na wzgórzu nad doliną Wiaru przez Andrzeja Fredrę, który tez sprowadził tu franciszkanów.

Od 1679 roku w kalwaryjskim sanktuarium znajduje się CUDOWNY OBRAZ MATKI BOŻEJ Z KAMIEŃCA PODOLSKIEGO. To Jasna Góra Podkarpacia… spokój i refleksja, a przede wszystkim modlitwa. Uczestniczyliśmy we Mszy Sw.

Żeby już całkiem nam się w głowach pomieszało, to jeszcze na koniec krótka wizyta i zdjęcia zamkniętej cerkiewki greckokatolickiej pw. Św. Onufrego w Posadzie Rybotyckiej.

No i Paweł chciał nam pokazać miejsce internowania Lecha Wałęsy w ARŁAMOWIE, ale że uszliśmy z życiem – to cud, bo w rajdowym tempie wyjechała na nas ochrona remontowanego, zresztą prywatnego już hotelu.

W latach 70 w na terenach zniszczonej wsi powstał Ośrodek Wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów. W oficjalnych dokumentach rządowych oznaczany był kryptonimem „W-2” („W-1” to Łańsk koło Olsztyna)., łącznie 23 000 ha. Całość otoczono wysokim na 3 m ogrodzeniem z siatki o długości ponad 80 km. W ogrodzenie wkomponowane były przejścia dla zwierząt, tak skonstruowane, by dało się przejść tylko w kierunku do środka. Wewnątrz ogrodzonego terenu znalazł się także rezerwat Turnica. Wszystkie drogi dojazdowe zamknięte były stalowymi szlabanami i strzeżone przez uzbrojone patrole wojskowe. Ośrodek służył jako miejsce polowań dla elity partyjno-rządowej oraz ich gości z „bratnich krajów”. Dla nich też zostało zbudowane specjalne lotnisko w Krajnej w pobliżu Birczy.

Niżej podpisana jest zachwycona wycieczką (muszę być, bo to kolega), ale tak po prawdzie to jeden wypad w przemyskie to trochę za mało, tam jeszcze raz bym sobie pospacerowała po tych pięknych kościołach i nie tylko…

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

Niedziela – wcześnie rano, słońce wygląda całkiem okrągło i nadal zapowiada gorący dzień. Luboń – taka sobie „górka” – jak mówią przejeżdżający „zakopianką” – ale ta owa górka ma 1042 m.

Chętnych na piesze wycieczki jest coraz więcej w naszym PTTK, a koledzy z Klubu Przewodników dbają o poziom i odpowiednie wysokości…

Tym razem Majka Gierlach – geograf chciała pokazać przekrój skał Lubonia od strony południowej i północnej. Ale po drodze zahaczyła o Skansen Taboru Kolejowego w Chabówce, najstarsi bawili się jak dzieci – ale to tak bywa, jak za wcześnie schowa się zabawki, wszak dowiedzione jest, że kolejkami najlepiej bawią się Tatusiowie, czasem pozwalają pobawić się swoim dzieciom.

No, ale po zabawie czas na spacer, dobry mi spacer, grzało w plecy niemiłosiernie – jak w środku lata. Nie pomagają kijki, jest ciężko ale grupa wspina się mozolnie na szczyt, trochę zalesiony, ale na polanie docieramy do schroniska PTTK. Niedoświadczeni turyści klasyfikują szlak żółty jako łatwy – no to hejże na Luboń od strony Rabki Zaryte.

Od tego momentu należy wprowadzić pojęcie „przepiechurkowania szlaków”. 

W zaciszu schroniska można coś zjeść, odpocząć… – co grupa czyni, a niektórzy to nawet mówili, że zostaną, tylko nie wiem czy dlatego, że tak pięknie, czy dlatego, że tak zmęczeni…? Ale zmęczenie jest wpisane w wędrówkę, bo to przecież walka z własnym, nieco leniwym organizmem.

Ale po posiłku zejście czerwonym szlakiem na Przełęcz Glisne.

Po paru dniach to zmęczenie mija i zostają wspomnienia.

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

25 marca 2012 stęsknieni i zachęceni wiosennym słoneczkiem „wypadliśmy” na pierwszą nasza Klubową wycieczkę. Łukasz Bajer (Biuro „Horyzonty”) a nasz kolega powiózł nas w nieznane… Autobus zapełniony niemal po brzegi (tylko Prezes urwał się z Majką na Alpejskie opalanie, co potem było widać), to bardzo miłe, że wielu naszych przyjaciół i przyjaciele przyjaciół ufają nam i wybierają się z naszym klubem całkiem w nieznane…

Aktywny wypoczynek stał się niemal nawykiem.

No i zaczęło się…

Trzcinica – Karpacka Troja koło Jasła, to już Podkarpackie. Skansen archeologiczny, który penetrowany był przez archeologów od początku XIX w. a tak na poważne od 1991 roku. Wielu naukowców „zjadło zęby” na tym miejscu. Prowadzone wykopaliska przyniosły sensacyjne odkrycia, uznano, że jest to najlepiej zachowane grodzisko wczesnośredniowieczne w Małopolsce i jedno z najstarszych grodzisk słowiańskich. Wielki wkład wiedzy i pracy wnieśli archeolodzy z Krakowa , jeden z nich Pan Profesor Paweł Valde-Nowak mieszka w Myślenicach. Wielu z nas jednak zwróciło uwagę na budynek obsługi turystów, który w niczym nie przystaje do stojących obok drewnianych, krytych słomą osmańskich chat, po prostu paskudztwo!

Następny nasz spacer to cmentarz w Łużnej, na wzgórzu Pustki. Cmentarz należy do największych w regionie. Pochowani tu są żołnierze walczący w I wojnie światowej. Stanowi on obszar 3 hektarów i spoczywa tu 1201 żołnierzy  Polaków, Węgrów, Rosjan, Austriaków. Spacerujemy wśród mogił, wspinamy się coraz wyżej i wyżej… Cieszy, że cmentarz jest odnowiony, kwatery widoczne i nawet odwiedzane przez rodaków pochowanych żołnierzy. Na niektórych są tabliczki z nazwiskami.

15 lat temu, kiedy tam byłam cmentarz był w opłakanym stanie, zachwaszczony, zarośnięty krzakami, ogrodzenie bardzo zniszczone. Cisza i wieczny odpoczynek dla tych spoczywających tak blisko siebie wrogów, śmierć zbliża…

Chwila dla spragnionych kawy w Bieczu. W małej pizzerii dobra kawa i sałatka z gyrosem z gorącymi bułeczkami. Potem spacer pod piękną Kolegiatę – Farę i spojrzenie na Basztę Plebańską i powrót koło Muzeum Romera. Ostatni wiosenny spacer to Skamieniałe Miasto w Ciężkowicach. Zdziwienie, bo ludzi tak dużo, że Pan Marian dwoi się i troi, żeby bezpiecznie zaparkować. Wiatr się wzmaga co potęguje tajemniczość kamiennych skalnych tworów, czarownice, piekielne skały, potęga Grunwaldu – oto co przyciąga przejeżdżających, bo skały niemal schodzą do drogi…

Mnie się podobało… a Wam… ? Jeżeli tak to zapraszamy na następną z nami wyprawę.

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

Jesienią 2011 roku pojechaliśmy z Dobczyckim PTTK na Śnieżnicę. Szliśmy przez las podziwiając drewniane stacje drogi krzyżowej. Liście powoli opadały z drzew. 

Kierowaliśmy się do schroniska Ks. Jana Zająca. Chcieliśmy tu zakończyć sezon, który był bardzo bogaty w wycieczki.

Były różne konkursy: bieg na czworaka, przechodzenie przez strumyk, dmuchanie gumowej rękawiczki tak żeby nie pękła, skoki na jednej nodze, był też konkurs na najpiękniejszy bukiet wiosenny.

Było bardzo sympatycznie i miło. 

Chcielibyśmy to powtórzyć za rok.

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

17-18 września 2011 popędziliśmy w kierunku Słowacji. Grupa pod „dyrekcją” Łukasza Bajera i Marysi Topy, która dzierżyła pod pachą wszystkie nasze dokumenty przewozowe – przekroczyła granicę (jaką granicę….) i pogoda nas dosłownie rozpieszczała, pięknie i ciepło.

Najpierw spacer na starówkę w Bańskiej Bystrzycy, poprowadził nas Paweł Kwieciński. Z charakterystycznym dla siebie humorem pokazał nam najważniejsze zabytki. Opowiedział o Słowackim Narodowym Powstaniu i muzeum – współczesnym gmachu, który w założeniu ma przypominać czapkę Harnasia. Obok w parku na wolnym powietrzu oglądaliśmy sporą wystawę broni i czołgów, a nawet jeden samolot z II wojny światowej.

Bańska to wiele innych zabytków: Kościół Najświętszej Marii Panny z wysoką wieżą, budowany od XIII – XVIII w. Na fasadzie znajduje się oryginalna płaskorzeźba z 1500 r. przedstawiającą Górę Oliwną. Obok skromnie przycupnął niewielki Kościół św. Krzyża. Uwagę wszystkich przykuł na środku skwerku czarny obelisk poświęcony Armii Czerwonej.

W programie była degustacja wina w winnicy, ale to co zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Topolcianky wsparte Funduszami Unijnymi są niesamowitą atrakcją turystyczną. 

Na samym początku niektórzy sprawdzali głębokość beczek, a potem … co było potem to wiedzą ci, którzy byli w Château Topolčianky – około 100 kilometrów od Bratysławy, na północnym wschodzie w rejonie Nitry leży miasteczko. Tutaj właśnie urzęduje największy słowacki producent win jakościowych. Pierwsze informacje o tutejszych winnicach pochodzą z 1723 roku.

Topolčianky stały się letnią siedzibą T. G. Masaryka – pierwszego prezydenta nowopowstałej Czechosłowacji. W tym czasie lokalne wina zyskały sympatie nie tylko prezydenta, ale także bywalców praskich barów i restauracji.

Tutejsze przetwórnie wina łączą w sobie tradycję z nowoczesnością – można tu zauważyć ogromne drewniane beczki liczące sobie 50 lat, jak i nowoczesny sprzęt – kadzie wykonane ze stali kwasoodpornej. W winnicach uprawia się wiele światowych odmian takich jak Chardonnay, Sauvignon blanc, Cabernet Sauvignon, Pinot Nirale, ale też wiele lokalnych, nie spotykanych w innych rejonach Europy szczepów takich jak: Devin, Palava, Muskat Moravsky, Frankovka modra, Neronet, Alibernet. Najpopularniejszym szczepem jest Traminer.

W Topolčiankach produkuje się około 80 rodzajów win. Nazwa Château Topolčianky przeznaczona jest dla win najwyższej jakości. Winogrona te pochodzą z bardzo korzystnie usytuowanej winnicy, cieszącej się optymalnymi warunkami dla wegetacji winorośli.

Już niemal wieczorem dojechaliśmy do Bojnic, uroczego małego miasteczka, uzdrowiska z basenami termalnymi. Pod swój dach przygarnął nas Pensjonat DRUŻBA.

A nazajutrz rano zwiedzanie przepięknego zamku stojącego na trawertynowej skale z początku XI wieku. Zamek położony przepięknie, w parku, obok duże i stare ZOO. Zwiedzanie z przewodniczką, którą podrywali nasi Panowie. Wnętrza zamku bardzo różnorodne, bogato wyposażone, na trzech poziomach. Największe wrażenie zrobiła sala złota z niesamowitym sufitem, w którym umieszczono 183 twarze anielskie. 

Wszyscy skupili się przy pieskach, ponieważ każdy miał sobie wybrać postać jednego z trzech piesków, który naszym zdaniem jest nam najbliższy i określa nasz charakter. Pierwszy piesek to NIEZASTĄPIONY, drugi – INTELIGENTNY, a trzeci SPEKULANT. O ŁAWCE nie wspomnę…

No i wesoły, rozśpiewany autobus ruszył w dalszą drogę do TRENCZYNA, gdzie pobyt potraktowaliśmy trochę relaksowo. Miasto ze swoistym centrum zachowało swoistą atmosferę. Nad miastem, w dolinie Wagu góruje zamek z XI w. – jego pierwociny, bo pod koniec XVIII w.  zamek częściowo spłonął. Dziś odbudowana twierdza jest siedzibą muzeum. Podczas spaceru można zaglądnąć do Synagogi z 1912 r.. ale chyba dla nas największa atrakcją (byliśmy trochę zmęczeni) były zabawy przy fontannie…oj działo się, działo…

Ostatnie zakupy i znowu rozśpiewany autobus pędził tym razem w kierunku domu. Oby do następnej imprezy z Klubem Przewodników trochę podłoga chwiała nam się pod nogami, ale Pan Marian korygował nasz pion…. 

Oczywiście Łukasz nam nie odpuścił i po drodze „zawlókł” nas jeszcze do WĄWOZU MANIŃSKIEGO, pięknego kanionu, najwęższego na Słowacji. Ściany skalne osiągają miejscami wysokość do 400 m. Spacer dobrze nam zrobił, uspokoił i wyciszył…. Na chwilę.. a potem …

Oby do następnej imprezy z Klubem Przewodników.

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska

Lista chętnych na wycieczkę zapełniła się dość wcześnie, a oczekujących na liście rezerwowej było sporo. Łukasz Bajer powiózł nas w nieznanym, albo tylko sobie znanym kierunku, aczkolwiek swoimi opowieściami wzbudzał ciekawość. Pierwszy dłuższy popas mieliśmy w zamku Książ. Dosłownie popas, bo był czas na zwiedzanie i na pyszną kawę z widokiem na zamek – nastrój wspaniały.

Od XIII w. na skale budowano i przebudowywano aż do XVIII w. – kiedy to nadano zamkowi barkowy charakter. Wspaniała siedziba magnacka w czasie II wojny Światowej przygotowywana była na siedzibę Hitlera – stąd szyby i sztolnie drążone przez więźniów z pobliskiego obozu Gross Rosen.

Żebyśmy się nie pogubili w dalszej drodze (chociaż z Łukaszem to nie może mieć miejsca) zabraliśmy specjalistę od Sudetów, Czech i Saksonii – przewodnika p. Ryszarda, który od razu „zabrał się do dzieła”, zadając nam różne pytania i zagadki. Trzeba przyznać, że wiedzę miał ogromną i trochę nam się to wszystko pomieszało, ale czas to uporządkuje.

Dojeżdżając do pięknego czeskiego miasta Děčín z mgły wyłoniła się nam Panská skála. Wulkaniczna formacja bazaltowa, narodowy zabytek przyrody, leżący przy gminie Pracheń niedaleko Kamenickiego Szenowa. Od roku 1895 formacja ta oraz jej okolica to najstarszy rezerwat w Republice Czeskiej. Jej powierzchnia wynosi 1,26 ha. Skała tworzona jest pięcio i sześciobocznymi kolumnamu, które uporządkowane są pionowo i skośnie. Te oto kolumny osiągają długości aż 12m. Przy skale znajduje się małe jeziorko.

Hotelik – dawny ośrodek MSW Czechosłowacji ukryty w lesie, nad jeziorem, był dla nas bazą noclegową przez dwa dni i dwie noce, podczas których…. Oj działo się, działo, były zajęcia w „grupach” – a jakże, co niesfornych turystów Biała Dama zaganiała do snu, ale Polak to się już niczego nie boi – nawet Białej Damy z zamku w Stolpen, dokąd udaliśmy się następnego dnia rano.

Zamek usadowiony na wulkanicznej, bazaltowej skale robi wrażenie, choćby za sprawą Hrabiny Cosel – najsłynniejszej metresy Augusta Mocnego, która w tym zamku była więziona przez 49 lat. Posiadając pisemną obietnicę zawarcia małżeństwa, hrabina zachowywała się jak królowa, wtrącając się w sprawy polityczne państwa. Tu zmarła i została pochowana w kaplicy zamkowej.

W strugach deszczu i mgle dojeżdżamy do Bastei – serca Parku Narodowego Szwajcarii Saksońskiej. Gdyby nie deszcz, to byśmy padli na kolana z zachwytu: przez wiele tysiącleci woda i warunki atmosferyczne kształtowały z miękkiego piaskowca niezwykłe formy. W dole ledwo widoczna wstęga Łaby z leniwie płynącymi stateczkami wycieczkowymi…

Szukaliśmy kawy, ale kiedy dostała nam się beczka z winem o pojemności 238 600 litrów (to nie żart- to trzeba samemu zobaczyć), już oczyma wyobraźni trzymaliśmy lampki z winem, a tu pusto, beczka w Twierdzy Königstein służyła jako podest do tańca (załodze twierdzy się nie nudziło – jak nie chlali, to balowali.) Twierdza posadowiona na skale ma powierzchnię 9.5 ha i dostać się do niej teraz można windą. Twierdza należy do największych w Europie i nigdy nie została zdobyta. Tam nareszcie kawa w gospodzie o konkretnym wymiarze kubka. Przemoczeni wracamy do hotelu, licytując się co będzie na obiadokolację, oczywiście były knedliczki… A wieczorem biesiada: krąg śpiewających się powiększył, przybyło piosenek i zabawa trwała aż do niedzieli…

Niedziela rano: wyjazd do Drezna, trochę leje, ale nas to nie zraża, dla prawdziwego turysty deszcz nie jest żadną przeszkodą.

Drezno – historyczna rezydencja królów i stolica Saksonii. Najpierw msza Święta w katedrze katolickiej z XVIII w.- trzynawowy, barokowy kościół z wieżą o wysokości 85.5 metra. Wewnątrz piękne obrazy Mengsa z 1750 r. i piękna barokowa ambona. No i wreszcie zwiedzanie galerii w zamku Zwinger. Mogliśmy zobaczyć zbiory porcelany, zbrojownię i dzieła wielkich mistrzów.

Trudno uwierzyć, że był on wielką ruiną, po II wojnie doprowadzony do wiernej odbudowy aż do 1964 r. Spacer po najstarszej części miasta, a po drodze Orszak Książąt o długości 102 m, wykonany z 24 tysięcy płytek ceramicznych z fabryki w Miśni. Podczas bombardowania w 1945 roku nie odpadła z niego ani jedna płytka.

Ogromne wrażenie zarobił na mnie Kościół NMP. Który był odbudowywany z całkowitych ruin do 2004 r. Kościół protestancki, wewnątrz przepiękny, na pierwszy rzut oka wygląda jak teatr, po odbudowie stał się symbolem pojednania i pokoju.

I jeszcze wiele pięknych rzeczy i budowli widzieliśmy i zachęcamy innych do odwiedzenia Drezna…

I ja tam byłam, w Zwingerze ciastko jadłam i kawę piłam… a co widziałam to opowiadam….

Autor: Stanisława Majda Gulgowska

Kolejny wyjazd na Słowację – tym razem Jacek Mikołajczyk wziął turystów pod „swoje przewodnickie skrzydła”. I to Jego opis…

– Przejazd był tradycyjnie: Dobczyce – Jurgów- Vrbow. Tutaj  zostawiliśmy grupę kąpiących się w ciepłych basenach. A z racji tego, że tegoroczny lipiec był wyjątkowo chłodny, warto więc było skorzystać. Przez cały czas wycieczki było przeraźliwie zimno. Jadąc od Jurgowa widać było Tatry Bielskie przykryte śniegiem.

A …. Był to lipiec. Potem pogoda jeszcze bardziej się zepsuła. Tatry od Popradu i Spiskiej Beli były całkowicie przysłonięte przez chmury. Jechaliśmy w kierunku Słowackiego Raju, podziwiając tylko niestety z okien autokaru strzelistą XIII wieczną wieżę kościoła Św.Władysława.

Przejeżdżaliśmy przez Spisz – niezwykle interesującą historycznie i przyrodniczo krainę geograficzną Słowacji. Dotarliśmy do miejscowości Piła, gdzie wyruszyła pozostała grupa na poznawanie uroków Parku Narodowego „Słowacki Raj”. Park ten słynie z wielu pięknych i bardzo głębokich dolin, wcinających się w skały wapienne. Rzeka Hornad, która przepływa przez obszar parku, tworzy malowniczy przełom, który jest wielką atrakcją turystyczną Słowacji. Stąd wyruszyliśmy na poznanie Doliny Wielki Sokół. Po drodze czekało  nas do pokonania kilka niebezpiecznych drabinek rozpiętych nad tą doliną. Po 3 godzinach wędrówki doszliśmy do „źródeł” doliny, skąd udaliśmy się do schroniska na Klasztorzysku. Podczas całej wędrówki mogliśmy zaobserwować różne formy krasowe, z których słynie Słowacki Raj – m. in. rowki krasowe, z których słynie ta kraina. Ale chłód i zimny wiatr totalnie zgoniły nas z polany, byliśmy już zziębnięci i udaliśmy się możliwie najkrótszą drogą do wsi Podlesok, gdzie czekał na nas autokar.

– W drodze powrotnej nie zapomnieliśmy o kapiących się w basenach termalnych, im przynajmniej było ciepło. W autokarze humory już nam się poprawiły i weseli wróciliśmy do domu.

Autor: Stanisława Majda-Gulgowska 

W ramach programu „Aktywni i świadomi” 15 maja 2011 wybraliśmy się z grupą zapaleńców i ciekawych świata do Ojcowskiego Parku Narodowego.

A że była to niedziela, więc zawitaliśmy rano do Tyńca, którego nigdy dosyć. Benedyktyni zadbali o piękno i funkcjonalność tego miejsc. Jest tu coś dla ducha i ciała. Kiedy zrealizowaliśmy obydwie funkcje, Paweł z Grażynką powieźli nas dalej przez Zielonki do Korzkwi.

W Korzkwi niestety „niebo zapłakało” i płakało tak do końca dnia. Była to więc wycieczka dla wytrwałych i nieprzemakalnych. Podeszliśmy do ruin XVI w. zamku, który gościł w czasach świetności ponoć Augusta III Sasa. Obecnie te ruiny to obiekt przystosowany do imprez w wielkim stylu i chyba drogich.

Już z ciągłym deszczem grupa dzielnie wyruszyła na trasę z Prądnika Korzkiewskiego, aby dotrzeć do „centrum” Ojcowskiego Parku Narodowego. Park jest najmniejszym parkiem w Polsce. Utworzony w 1956 roku o powierzchni 2146 ha. Posiada bardzo zróżnicowaną rzeźbę terenu, bogatą szatę roślinną. Budowę geologiczną stanowią wapienie górno jurajskie, które powstały w morzu …Wśród fauny spotykamy nietoperze (15 gatunków), sarny, bobry, puchacze…

Przepiękne dolinki i jaskinie dopełniają urody Ojcowskiego Parku Narodowego.

Deszcz nie przeszkodził Paniom w „zakotwiczeniu” przy Źródełku Miłości, ale nikt po powrocie nie narzekał na deszcz, chociaż wszyscy byli już zmęczeni…

Autor: Maria Topa

Niedzielę Palmową A.D. 2011 r. postanowiliśmy spędzić uczestnicząc w 53 konkursie palm wielkanocnych w Lipnicy Murowanej, a także idąc wiosennym spacerkiem ok. 10 km pasmem Śpilówki (516 m). Była to pierwsza wycieczka w programie gminnym pt. „Aktywni i świadomi” mająca na celu aktywizację rozwoju fizycznego i wzbogacanie wiedzy przyrodniczej i kulturowej wśród mieszkańców gminy.

Na dzień przed pierwszą wiosenną pełnią, pogoda trzymała nas w dyscyplinującym chłodzie, a księżyc w znaku Wagi i atmosfera kolorowego święta w dobrym nastroju. Autokar zapełniony do ostatniego miejsca powiózł nas trasą przez Stadniki, Zręczyce i Łapanów do Lipnicy. Kazio Gierlach, który objął wyprawę opieką merytoryczną przewodnika, opisywał położenie geograficzne i ciekawsze punkty widziane z okien autobusu, a Basia Hankus (niżej podpisana) opowiadała o historii palm wielkanocnych.

Lipnica tego dnia przywitała nas wzmożonym ruchem, a także dużą ilością „aniołów stróżów” bezpieczeństwa, gdyż podobnie jak my, także główna osoba w państwie, prezydent Bronisław Komorowski z małżonką Anną wybrali się do miasteczka św. Szymona lipnickiego, by uczcić tradycję. Po mszy św. w kościele św. Andrzeja podziwialiśmy palmy ustawione na rynku, oraz nadzwyczajne wysiłki twórców, by je ustawić na jakiś czas w pionie, co nie dziwi, wziąwszy pod uwagę, że laureatka tegoroczna osiągnęła rekord (pobijany każdego roku) i miała aż 36,5 m. wysokości. Kramy z wyrobami rzemiosła artystycznego, miejscowymi wypiekami, mięsiwem, dekoracjami wielkanocnymi, były wyjątkowo bogate.

Do godz. 11-tej trwała procesja, oraz przemówienia prezydenta i włodarzy miasta. Wedle planu mieliśmy potem zwiedzać inne atrakcje Lipnicy, a to: kościół św. Szymona, kościół św. Leonarda i dwór rodziny Ledóchowskich., co udało się jedynie połowicznie, gdyż obiekty były zamknięte ze względu na ochronę głowy państwa. Uznaliśmy to za mocno przesadzone, niemniej urok cmentarnego kościółka św. Leonarda jest tak przemożny, że wystarczyło uruchomić wyobraźnię, by stojąc nawet u jego zamkniętych wrót odczuć atmosferę wnętrza. Na podjeździe dworu Ledóchowskich porozmawialiśmy o dwóch niezwykłych siostrach: bł. Marii Teresie i św. Urszuli (Julii) a także o historii rodziny, która mocno wpisała się w polska ziemię.

Około południa grupa na czele z Kaziem wyruszyła na przejście piesze pasmem Śpilówki, wśród dzielnych piechurów było sporo dzieci i dla nich to, szczególnie pierwsza wiosenna wyprawa była okazją do zabawy i beztroskiej obserwacji natury.

Wróciliśmy szczęśliwie gdowską szosą, zdrowi, zadowoleni z apetytem na więcej.

Autor: Basia Hankus

27 marca 2011 wyruszyliśmy z Klubu Przewodników wraz z przyjaciółmi na pierwszą wiosenną wycieczkę szlakiem Plemienia Wiślan. Łukasz  Bajer powziął ambitny plan pokazania nam samych perełek, że „palce lizać”  poddaliśmy się temu bez oporów, a panie mówiły, że nie opierały się za długo. Wyjechaliśmy wczesnym rankiem, ze słoneczkiem, ale dość silnym wiatrem w kierunku Niepołomic, po drodze przejeżdżając Igołomię, Nowe Brzesko, Hebdów aż do Wiślicy. Po drodze „potykaliśmy się” o ślady Wiślan, by wjechać w Dolinę Ponidzia.

Piękne regiony, przestrzenie ”choć oko wykol”, by wedle 10 godziny podjechać do Wiślicy. Udało nam się wjechać do miejscowości za drugim razem, chociaż są dwie ulice na krzyż, ale potęga zabytków tak wielka, że może przyprawić o zawrót głowy. Murowane domy i gotycka kolegiata przy rynku to niezawodny znak, że wieś była dawniej miastem. I to jakim! Archeolodzy podejrzewają, że w odkopanej tu kamiennej misie najeźdźcy z Moraw przymusowo ochrzcili władcę Wiślan niemal sto lat przed konwersją Mieszka I. Na pewno pod koniec X w. był to jeden z najważniejszych grodów Polan – z tego okresu pochodzą fundamenty pierwszego kościoła.  Podążamy za przewodnikiem, który z ogromną pasją opowiada o zabytkach miasta – do piwnic bazyliki, by zobaczyć kamienne pozostałości dwóch romańskich świątyń. Na wysokości prezbiterium podświetlono posadzkę z rysunkami sześciu modlących się postaci.

– Brodaty mężczyzna na dole to prawdopodobnie Kazimierz Sprawiedliwy – tłumaczy przewodnik. Płytę orantów (łac. orare – modlić się) wykonano ok. 1175 r. W mokrym gipsie wyżłobiono rowki, w które wlano masę zabarwioną smołą. Na świecie jest parę podobnych tablic, ale tylko wiślicka uchowała się w tak doskonałym stanie. Stąpamy po historii niemal 1000 letniej.

Obecny kościół z 1350 r. ufundował Kazimierz Wielki , o czym zaświadcza tablica erekcyjna w południowym portalu. Nie trzeba nawet znać łaciny – nad napisem widnieje rysunek: król na klęczkach wręcza makietę bazyliki Matce Boskiej, śmiałości dodaje mu gestem ręki biskup Jan Bodzanta. Z kolei nad północnym wejściem widnieje zamurowane okno, z którego ten sam król miał ogłosić statuty wiślickie, pierwszy pisany zbiór praw na ziemiach polskich. Według różnych źródeł miało to miejsce gdzieś między 1347 a 1362 r. (niestety, statuty się nie zachowały). Sama bazylika to najstarszy i zarazem największy kościół dwunawowy w Polsce. Gwiaździste sklepienie wspierają trzy ustawione na głównej osi filary. W wąskim, wielobocznym prezbiterium zachowało się gotyckie sakramentarium (rodzaj tabernakulum, zwykle w formie małej wieży w prezbiterium), freski przedstawiające sceny z życia Chrystusa, a w ołtarzu kamienna płaskorzeźba Madonny, do której miał się modlić Władysław Łokietek.

Częstym gościem w Wiślicy bywał Jan Długosz. W 1460 r. wystawił wikariat, zwany dziś Domem Długosza. Piętrowy gmach z czerwonej cegły mieści plebanię. Zwiedzającym udostępniono jedno pomieszczenie z oryginalnym drewnianym stropem. Najciekawsze są polichromie w przedsionku, na których fundator nakazał przedstawić siebie samego obok Chrystusa i świętych. Wypiliśmy ciepłą herbatkę w podziemiach i hejże dalej, bo sporo przed nami.

Skalbmierz – mieliśmy nadzieję, że uda nam się go zwiedzić, ale była msza, nawet głodny kundel leżał spokojnie na stopniach przed kościołem. Oto co wyczytałam i co udało mi się delikatnie podejrzeć: KOŚCIÓŁ PARAFIALNYp.w. św. Jana Chrzciciela był do 1819 r. kościołem kolegiackim. Został wzniesiony w końcu XII lub na początku XIII wieku, na pewno przed 1217 rokiem, gdyż w tym roku dokumenty wspominają Gubertusa Prepozyta Skalbmierskiego. Kościół był przebudowany i inkastelowany w 1235 roku przez Konrada Mazowieckiego. Obecny kościół został wzniesiony w XV w. z zachowaniem pozostałości romańskich. Długosz wspomina, że na miejscu dawnego kościoła, zniszczonego skutkiem wieku, za jego czasów, a więc w połowie XV w. z ofiar złożonych przez wiernych powstał wspaniały, nowy, murowany kościół. Kościół był budowany w dwóch fazach: nawy w I-ej połowie XV w. , a pod koniec XV w. – PREZBITERIUM. Jest to kościół gotycki, orientowany (wschód – zachód), murowany z kamienia, nie tynkowany. Pozostałością pierwotnego romańskiego kościoła z przełomu XII i XIII wieku są: dwie wieże, zachodnia część prezbiterium i dolna część południowej ściany prezbiterium. Nawa główna z nawami bocznymi stanowią kwadrat. W każdej nawie są trzy przęsła. Prezbiterium równej szerokości z nawą główną, ale niższe również trójprzęsłowe, zamknięte wielobocznie. Przy prezbiterium od strony północnej ceglana przybudówka prawdopodobnie z XVI w. mieszcząca dwuprzęsłową, wysoką zakrystię oraz dawną zakrystię kapitulną a nad nią kapitularz do którego prowadzą koliste schody wbudowane między wieżę, przybudówkę i nawę boczną. Od strony północnej i południowej wznoszą się dwie wieże czworoboczne i czterokondygnacyjne, nieco podwyższone w II-giej połowie XIX w. z neogotyckimi hełmami.

«Skalbmierz (moja rodzinna parafia przyp. S. Malara) to także historia walk o Republikę Pińczowską. Historię wyzwolenia opowiadał mi ojciec (walczył wtedy jako 22 letni już mąż – ślub odbył się w sierpniu 1942 roku, a zdjęcie robione było ukradkiem by Niemcy nie zauważyli) i wujek Gorgoń mieszkający po wojnie w Sosnowcu. Była też w sierpniu 1944 roku pacyfikacja Skalbmierza. Można pobrać wywiad z Panem Leonem Bajorem stąd. (taką, a może bardziej brutalną historię opowiadała mi mama – niestety nie przywiązywałem wtedy zbyt dużej wagi do tych faktów.)»

Już zrobiło się całkiem ciepło, kiedy dotarliśmy do Racławic. Na wzniesieniu Górka Kościejowska, zwanym także „Zamczyskiem”, stał w XIV wieku niewielki gródek. Dowody w postaci fundamentów murów dochowały się do czasów obecnych. Nazwa Racławice najprawdopodobniej pochodzi od nazwiska właściciela dóbr rycerza Racława. Pojawia się po raz pierwszy w Kronikach Długosza, gdzie znajduje się informacja, że w roku 1410 chłopi z Racławic przywozili do obozu króla Jagiełły pod Sandomierzem soloną wołowinę i dziczyznę w beczkach..

4 kwietnia 1794 pod Racławicami polskie wojska powstańcze pod wodzą Tadeusza Kościuszki stoczyły bitwę z wojskami rosyjskimi pod dowództwem generała Aleksandra Tormasowa. Bitwę wygrały oddziały powstańcze. U stóp Kopca Kościuszki ( na błoniach)usypanego w latach 1926 – 1934 znajduje się pomnik Bartosza Głowackiego, słynnego chłopa, który czapką zakrył działo nieprzyjaciela. Obok powyżej na wzniesieniu trochę zaniedbany dworek, w którym rezydował Naczelnik Kościuszko.

Od 1995 w pierwszą niedzielę po św. Wojciechu, na błoniach pod pomnikiem Bartosza Głowackiego. Odbywa się wybór „Chłopa Roku”, który tradycyjnie dopełnia ogólnopolski Zlot Wojciechów i Bartoszów.

Kolejnym naszym miejscem jest Miechów : Bazylika grobu Bożego . Początki sanktuarium sięgają XII wieku. Jaksa, herbu Gryf, wróciwszy szczęśliwie z wyprawy do Ziemi Świętej w 1156 roku postanowił wypełnić ślub i zbudować w swej rodzinnej wsi (w Miechowie) kościół oraz sprowadzić tu z Jerozolimy zakonników, bożogrobców. Postanowienie to wykonał w 1163 roku, kiedy przywiózł z Jerozolimy kilkanaście worków ziemi z Góry Golgota i zbudował mały kwadratowy kościół pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Była to raczej kaplica, która, jak niesie podanie, stała tu, gdzie dzisiaj jest kaplica Grobu Chrystusowego. Przy tym kościółku byli osadzeni bożogrobcy, zakonnicy, zwani tu miechowitami od nazwy wsi Miechów. Bożogrobcy byli w Miechowie prawie 700 lat, bo od 1163 do 1819 roku. Położyli duże zasługi w krzewieniu wiary i kultury chrześcijańskiej. Klasztor i kościół doznawały nieraz wielu zniszczeń. Kościół był odnawiany i przebudowywany. Styl wnętrza jest późnobarokowy, korpus kościoła – trzynawowy, bazylikowy. Ołtarz główny imponuje ogromem i pięknem, całość wnętrza wspaniała. Z nawy bocznej jest wejście do krużganków, otaczających z czterech stron kaplicę Grobu Pańskiego. Zbudowano ją w pierwszej połowie XVI wieku i odrestaurowano w 1883 roku. Nad drzwiami do kaplicy widnieje napis: „Sepulchrum Christi Domini”. Grób Pański jest imitacją Jerozolimskiego Grobu Chrystusa. Pod kopułą stoi ciosowy grób; jego górna część jest wykonana z drewna. W dolnej części grobu jest nisza, w którą, w Wielki Piątek, wsuwa się figurę zmarłego Chrystusa Pana. Warto jadąc przez Michów zatrzymać się na chwilę w tym miejscu.

Jeszcze na koniec nasi chłopcy doszli do wniosku, że jeżeli już tu jesteśmy to niedaleko stąd warto zwiedzić pałac w Książu Wielkim, który chociaż przy drodze do Warszawy, ale w lecie niewidoczny, bo wśród krzewów i drzew niewidoczny. Pałac mieszczący szkoły średnie popada w ruinę, za parę lat nie będzie co oglądać. Powstanie zamku w Książu związane jest z prywatną inicjatywą biskupa krakowskiego Piotra Myszkowskiego, osobistego przyjaciela Jana Kochanowskiego, któremu słynny poeta zadedykował swoje Psalmy Dawidowe. Budowę rezydencji prowadzono w latach 1585-95 według planów i pod czujnym nadzorem królewskiego architekta z Florencji Santi Gucciego. Fundatorem był wspomniany już Piotr, a po jego śmierci prace finansował również Piotr, starosta chęciński i bratanek biskupa. Rodzina Myszkowskich zamieszkiwała wcześniej na jurajskim zamku Mirów, który posiadał wprawdzie doskonałe walory obronne, ale ze względu na przestarzałą konstrukcję i militarny charakter nie zapewniał odpowiedniej wygody. Fakt ten stanowił prawdopodobnie bezpośrednią przyczynę, dla której pod koniec XVI wieku rozpoczęli oni budowę rodowej rezydencji w Książu Wielkim. Z uwagi na miejsce pochodzenia jej mieszkańców, z czasem rezydencja ta nazwana została Mirowem.

I to by było na tyle, kto nie był niech żałuje…

Autor: Stanisława Majda Gulgowska